
Powiem tak, chamska mieszanka thrashu i black metalu serwowana przez poznaniaków nie do końca mi podchodzi – trochę to zbyt monotonne jak na mój gust. Nie da się jednak Spragnionym Krwi odmówić pasji i zaangażowania, które bije ze sceny. Tamtego wieczoru zresztą, byłem w mniejszości – już od początku intra, wziętego z filmu Rambo II, maniacy zgromadzeni pod sceną wyrażali ekscytacje, a wraz z pierwszym numerem przy barierkach rozpętał się chaos. Zespół skupił się na utworach z ciągle świeżej, polskojęzycznej epki pt. „Żądza krwi”, nie zapominając o wcześniejszej twórczości. W skrócie – muzyka mnie nie porwała, ale sam występ dawał radę.
Furia
Pomimo, a może własnie z powodu mojego uwielbienia dla śląskiego kolektywu, trudno mi pisać o tym występie. Nie dlatego, że zespół wypadł słabo, a ja nie mam serca o tym pisać – wręcz przeciwnie. Bardzo eklektycznie traktowany black metal, od pełnej blastów sieki, po bardziej klimatyczne momenty, wszystko ułożyło się w spójny, ponad godzinny spektakl, który, nie tylko u mnie, wywołał coś w rodzaju transu – po prostu stałem z oczami i uszami skupionymi na scenie, i nie sposób było się oderwać. Większa część publiczności stała zahipnotyzowana, reszta szalała pod sceną, niezależnie czy z głośników leciał nakurw czy coś wolniejszego. Muzyka Furii brzmiała świetnie, co, z tego co slyszałem, rzadko zdarza się w Bazylu. Co repertuaru, to oczywiście w centrum uwagi było ostatnie wydawnictwo, „Marzannie, Królowej Polski”, z takim hitami jak „Kosi ta śmierć” czy „Są to koła”, jednak Nihil i spółka nie pominęli rzeczy starszych, typu „Jeszcze i jeszcze”, czy też „Krew w kolorze bursztynu”, zagrana na bis. Jeśli chodzi o wrażenia wizualne, to zespół, jak na black metal przystało, prezentował się mrocznie i oszczędnie, półnagie sylwetki skąpane w dymie, z twarzami białymi od corpse paintu. Instrumentalnie uwagę zwracał perkusista, który napierdalał równo i konkretnie. Podsumowując, ten koncert chyba nie mógł być lepszy.
Skomentuj