Piłka meczowa: Royal Thunder: Crooked DoorsHistoria stara jak świat (a przynajmniej jak płyta Rumours zespołu Fleetwood Mac): dziewczyna poznaje chłopaka, zakładają zespół, nagrywają płytę, związek się rozpada i pod wpływem tegoż rozpadu para tworzy najlepszą płytę w karierze. Coś konkretniej o muzyce? 11 bardzo dobrych, lekko psychodelicznych, hard rockowych piosenek, które jakkolwiek wyraźnie czerpią z dorobku legend rocka, to na szczęście daleko im do szufladki “retro rock”. A wszystko przeszywa taki fajny, elektryzujący nerw, który w połączeniu ze świetnymi kompozycjami, zmusza do kolejnych powrotów. Ja już tak wracam od dobrego miesiąca.
Ghost Bath: Moonlover
Ghost Bath: Moonlover – Deafhaven: Sunbather. Przypadek? Niestety nie. Takie samo, pseudometalowe gówno. Omijać szerokim łukiem.
Infernal War: Axiom
Przy całym mym uwielbieniu dla bardziej melodyjnych i/lub eksperymentalnych blaczków, od czas do czas potrzebuję czegoś takiego: bezlitosnej pożogi w formie dźwiękowej. Może przydałby się jeden numer wolniejszy dla wprowadzenia pewnej różnorodności, ale i tak jest to rewelacyjna płyta.
Jack & Jin: The Devil is Behind the Door
Sympatyczna kopia Queens of the Stone Age, czyli bujający stoner, z fajnymi melodiami. Szkoda tylko dwóch rzeczy: 1. wokalista jest najwyżej przeciętny; 2. otwierający płytę “Baby, I want to fuck you so hard” jest tak dobry, że przyćmiewa (całkiem niezłą) resztę płyty, która przez ten kontrast wydaje się gorszą niż w rzeczywistości.
PS. Ale okładkę to chyba dali zrobić kuzynce, która kiedyś dostała czwórkę z plastyki, więc jest teraz rodzinną artystką.
Keep of Kalessin: Epistology
Symfoniczny pop-BM. Kiczowaty i nudny.
Minsk: The Crash and the Draw
Amerykańce się bardzo spuszczają nad tym atmosferyczno-progresywnym sludge’em, ale dla mnie nuda w chuj. Piosenki porozciągane w czasie ponad miarę i w ogóle nieciekawe.
Outre: Ghost Chants
Mam spory kłopot z Duchowymi Piosenkami. Z jednej strony, jest to wydawnictwo nad wyraz ambitne, pełne odniesień do rozmaitych odmian black metalu, od podniosłości Bathory, przez transowe dysonanse Deathspell Omega, a wszystko doprawione meldiami jak z najlepszych dokonań Dissection. Prawdziwa encyklopedia gatunku. Na dodatek, wszystko świetnie brzmi i zostało sprawnie odegrane. Na szczególną pochwałę zasługuje gościnny wokalista w osobie Stawrogina. Typ używa tu chyba wszystkich znanych środków ekspresji- ryczy, kwiczy, złowrogo zawodzi, szepce i co tam jeszcze. Jak więc można czepiać się takiej płyty? Otóż można. W gąszczu tych wszystkich odniesień, patentów i motywów, zagubiły się dzikość i chamstwo, słyszane choćby na epce Tranquility, nagranej przez Outre z poprzednim jeszcze wokalistą. Najbliżej temu jest pieśni trzeciej, “The Fall”, która dewastuje słuchacza swą prostotą. Możliwe, że po prostu potrzebuję jeszcze spędzić trochę czasu z tą płytą. Na chwilę obecną jest ok, ale do sensacji daleko.
The Throne: Singularity
Perfekcyjne sludge’owe brzmienie (ciężki i brudne), solidne riffy i patenty zaczerpnięte z innych stylów (np. kojarzące się z klasycznym heavy metalem melodyjki w “Monument”). Niestety, te wszystkie elementy za nic nie chcą składać się w kompozycje, które możnaby określić bardziej pozytywnym epitetem niż “przyzwoite”. Bo w sumie jak Singularity leci w tle, to jest spoko, ale jeśli poświęci się jej więcej uwagi, to trochę jednak przynudza.
Tribulation: The Children of the Night
Świetny przykład sytuacji, kiedy zespoły słuchają się znawców (czyli mnie) i postępują zgodnie z ich mądrymi słowami. Jakieś 2 lata temu, przy premierze płyty Formulas of Death zwróciłem uwagę, że jakkolwiek fajnie Szwedzi z Tribulation kombinują, mieszając death i hard rock, to trochę się gubią przy pisaniu piosenek. Ewidentnie wzięli sobie te słowa do serca, bo na Dzieciach Nocy hit goni hit. Zaraźliwe melodie, riffy, które nawracają młodzież na kult gitary, a wszystko to w postaci kapitalnych piosenek, w których black miesza się z deathem i hard rockiem, a wszystko to w lekko occult rockowym sosie. Nie mogę się doczekać ich następnej trasy, bo na żywo te numery muszą zabijać.
Weedeater: Goliathan
4 piosenki na jednym, przyzwoitym, stonerowo-doomowym riffie, przerywnik na banjo, 5 piosenek na jednym, przyzwoitym, stonerowo-doomowym riffie. Emocje jak na grzybach po prostu.
Skomentuj