Brutal Assault 2016, dzień 1. – Twierdza Józefów, Jaromer, Czechy – 10.08.2016.

IMG_20160814_184245Zanim zabierzecie się na poważnie za poniższą relację, gorąco polecam lekturę felietonu Małgorzaty Halber pt. Jak bawić się na festiwalu, kiedy czujesz się staro. Chociaż nie mam jeszcze 34 lat, podobnie jak autorka zaczynam odczuwać jak starość zmienia doświadczenia festiwalowe. Stąd też nocleg w hotelu i marudzenie.

Dzień pierwszy spędziłem głównie w samochodzie i w kolejce, więc w relacji poświęcę dużo miejsca na uwagi ogólne- co się zmieniło, co mnie wkurwiało i takie tam. Przyjemnej lektury!

Hradec Kralove, hotel
To był mój trzeci Brutal, i w sumie czwarty kilkudniowy fest, a zarazem pierwszy, podczas którego odpuściłem spanie pod namiotem na rzecz godnych człowieka warunków w hotelu. I o mój borze, jakże warto było wysupłać te parę stówek! Miękkie łóżko, cisza, prawdziwa toaleta za ścianą i obfite śniadanie co rano. Do tego wi-fi oraz bus wożący na teren Twierdzy Józefów i z powrotem w cenie rezerwacji. Młodsi czytelnicy mogą pogardzać tego typu luksusami, ale ja wiem jedno- dla mnie nie ma już powrotu na pole namiotowe.
Wszystkie oficjalne miejscówki noclegowe (hotele Cernigov i Alessandria, oraz hostel jakiśtam) znajdują się w prześlicznym miasteczku Hradec Kralove. Jeśli będziecie kiedyś mieli chwilę, zachęcam do zwiedzenia okolic ratusza i ogrodu botanicznego. Dla zainteresowanych- hotel można bukować przez stronę BA, z tym, że trzeba się spieszyć, bo miejsca kończą się o wiele szybciej od biletów na sam fest.

Čipu, czyli chip
Kolejną nowością, tym razem dla wszystkich uczestników i organizatorów, było wprowadzenie chipa. Do tej edycji jedynym środkiem płatniczym w większości punktów gastronomicznych i merchowych były tekturowe żetony. Jednak nie pozwalało to w wystarczającym stopniu kontrolować przepływu środków i ludzi, w związku z czym żetony porzuciły formę kartonową na rzecz chipów montowanych w opasce festiwalowej.
Nie rozpisywałbym się o takiej teoretycznie nieistotnej kwestii, gdyby nie to, że rzuciła się cieniem na cały mój pobyt w Czechach. Otóż opaski z chipem nie dało się po prostu założyć na wejściu i mieć spokój. Trzeba ją było zeskanować w systemie, co najczęściej wymagało wielu prób i przedłużało proces o kilka minut. Przemnóżcie te kilka minut przez kilkanaście (kilkadziesiąt?) tysięcy osób i robi się troszkę chujowo. Tym bardziej, że w środę, pierwszego dnia BA, cały dzień lało – mocniej czy słabiej Stanęliśmy w kolejce po ponad 6 godzinach jazdy samochodem (bo objazdy) i 45 minutach busem (bo jeszcze więcej objazdów). Wytrzymaliśmy półtorej godziny. Poszliśmy do kawiarni w Jaromerze i po ponad godzinie powróciliśmy na plac boju, tym razem wytrzymując do końca, pomimo deszczu i cwaniaków (o tym poniżej). Zmęczeni,  wkurwieni i, jak się później okazało nieco już przeziębieni, stanęliśmy na terenie festiwalu. Była godzina 21.

Polscy rycerze
W tak zwanym międzyczasie, doświadczyliśmy też obecności tzw. polskich rycerzy. Ogólnie nasi rodacy stanowią najliczniejszą mniejszość narodową w Jaromerze. 90% z nich jest nie do odróżnienia od reszty publiczności- po prostu bawią się, nikomu nie wadząc. Jest jednak jeszcze te 10%, o czym poniżej.
Zacznijmy od tego, że istotą życia rycerza jest walka. Walka na maksymalnie wielu frontach, o maksymalnie wiele spraw:
Walka o tożsamość- przejawia się na kilka różnych sposobów. Przede wszystkim, mówienie głośniej od innych – swojską ‘kurwę’ słychać było na całym terenie twierdzy i w okolicach. Żeby głusi też wiedzieli, z kim mają do czynienia, wielu z rycerzy przybierało też  barwy narodowe, a jeden na absolutnie każdym koncercie wpierdalał się pod scenę z flagą na kiju, skutecznie zasłaniając ludziom z tyłu. Jeśli nie jest to przejawem kompleksów wielkich jak Peter Steele, to nie wiem, co nim jest.
Walka z obcym totalitaryzmem- każdy wie, że przymus stania w kolejkach to faszyzm w najczystszej postaci, i żaden prawdziwy rycerz nie będzie znosił takiej ohydy. W związku z tym, nasi wojacy zmuszeni byli uciekać się do partyzanckich praktyk, typu metoda na znajomego, dzięki czemu wpierdalali się z przodu kolejki. Bo kto to widział czekać z resztą frajerów.
Walka o kulturę- jak najlepiej wpoić w obcokrajowcach miłość do kraju nadwiślańskiego? Oczywiście wmuszając w nich wiedzę na temat polskich słów, ze szczególnym naciskiem na wymowę. A jak wiadomo, najlepiej to czynić, drąc się z całej siły: “MGŁA! Mmm-głAA!”.
Walka o honor- Polski rycerz musi stać blisko sceny, żeby z godnej odległości obserwować ulubionych artystów. Ale nie będzie przecież ustawiał się wcześniej, bo musiałby czekać. A wbrew temu, co wiadomo o bitwie pod Grunwaldem, rycerze nie czekają. Pozostaje jedyna opcja- już w czasie trwania koncertu wpierdalać się na chama, roztrącając mniejszych członków publiczności, ze słowami “sorry, kurwa”- kulturalnie, ale też patriotycznie. Korzyść jest podwójna- godna miejscówka, a także dodatkowe punktu honoru za walkę w tłumie.

OK, to tyle jeśli chodzi o koloryt lokalny. Weźmy się za muzę, tym bardziej, że za dużo tośmy się jej pierwszego dnia nie nasłuchali.

Conan:
Zdążyliśmy na koniec ich setu, ale był to bardzo przyjemny kwadrans z doomo-sludge’owym walcem. Wolne i ciężkie riffy wprowadzały w trans nawet w dalszej odległości od sceny Metalgate (tej mniejszej, na uboczu).

Mastodon:
Pierwszy pełny występ i od razu koncert całej imprezy. Po wielu latach w końcu udało mi się dorwać kwartet z Atlanty na żywo. Trochę się obawiałem, że moje wysokie oczekiwania popsują mi zabawę, jednak już pierwsza para piosenek, “Tread Lightly” i “Motherload”, rozwiały moje obawy. Brzmienie było bliskie ideału, a zespół grał z prawdziwym ogniem, i rock ‘n’ rollowym luzem.
Przy okazji, fajnie było obserwować jak różnymi scenicznymi osobowościami są poszczególni członkowie bandu. Za perkusją siedział precyzyjny niczym cyborg Brann Dailor, który poza tym, że okładał gary, to jeszcze trochę podśpiewywał- i to naprawdę dobrze!  Po jego lewej stronie Bill Kelliher w skupieniu krzesał potężne riffy, a w środku Troy Sanders- basista o kocich ruchach, darł ryja do mikrofonu lub tańczył/kopulował ze swoim instrumentem. I wreszcie gitarzysta prowadzący, Brent Hinds, chyba największa indywidualność na scenie,  zwracający  uwagę już samym wyglądem- z zapuszczonymi włosami i brodą, wyglądał jak połączenie yetiego i rudego Jezusa. Do tego dochodziła fantazyjna biała koszula z frędzlami w stylu młodego Ozzy’ego.
Jeśli chodzi o wykonanie, to trójka Dailor-Kelliher-Sanders, była praktycznie bez zarzutu, nie licząc drobnych potknięć w partiach wokalnych, które nie tylko nie psuły odbioru koncertu, a wręcz nadawały rockowego feelingu. Co do rudego Yeti-Jezusa… Z jednej strony, grał naprawdę fajnie- zarówno partie rytmiczne, jak i solówki- wszystko się zgadzało. Jednak gdy tylko otwierał japę, robiło się trochę żenująco. Hinds nigdy nie był nawet przyzwoitym wokalistą, ale to co pokazywał na Brutalu było naprawdę złe. Brzmiał jak obsrany, ryczący bobas i w żaden sposób nie pasowało to do muzyki. Na szczęście, tych momentów nie było zbyt dużo.
Mimo niedociągnięć wokalnych Hindsa było to bardzo udane, rock ‘n’ rollowe show. Odegrane i zaśpiewane sprawnie, ale na luzie. Do tego jeszcze dochodziła świetna setlista, składająca się z największych hitów z całej kariery. Moja miłość do Mastodona jedynie wzrosła.

Abbath:
Bardzo chciałem zobaczyć go i występującą od razu po nim Chelsea Wolfe, ale najzwyczajniej w świecie nie dałem rady. Wytrzymałem do końca pierwszej piosenki. Zabrzmiało jak na płycie, a płytę znam, więc pojechałem spać.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Website Powered by WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

Polish Love

cudze chwalicie, swego nie znacie. gitarowo.

KASTRACJA

booking/hatemail/spam: kastracja.keylogger@gmail.com

przystanek59dotcom.wordpress.com/

UWAGA! BLOG W PRZEBUDOWIE! NIEKTÓRE INFORMACJE MOGĄ BYĆ NIECZYTELNE. ZAPRASZAM ZA NIEDŁUGO. PLANOWANA DATA AKTUALIZACJI - DO KOŃCA LISTOPADA 2022

Irkalla

Blog o muzyce metalowej.

FISIA.PL

o psach, dla psów, przez psa

DRAGONFLY EFFECT

Kształty rzeczy w naturze Wild nature photography

Marta Marecka pisze

Dosadnie o życiu i pisaniu

Najjaśniejsza Rzeczpospolita Polska

„Nie bójmy się pracy i służby dla Polski, brońmy naszą Ojczyznę”. Tak trzeba!

HEAVY METAL OVERLOAD

... and classic rock too!

Twoja Stara Gra Metal

Metal i Piekło

Discover WordPress

A daily selection of the best content published on WordPress, collected for you by humans who love to read.

Longreads

Longreads : The best longform stories on the web

The Daily Post

The Art and Craft of Blogging

WordPress.com News

The latest news on WordPress.com and the WordPress community.

%d blogerów lubi to: