Mimo mrocznej nazwy, zdecydowanie najbardziej radosny zespół opisywany na tych łamach. I niezwykle istotny dla rozwoju muzyki gitarowej.
Pod koniec lat 50-tych, kiedy za oceanem rock ‘n’ rollowa rewolucja dowodzona przez Elvisa Presleya trochę traciła na rozpędzie, w Anglii młodzież dopiero zabierała się za gitary i bębny. Trochę wcześniej na Wyspach pojawił się jeszcze tzw. skiffle, grany na gitarach, ale też m.in. na tarkach do prania i kazoo. Właśnie w tym nurcie obracał się zespół The Drifters, którzy z czasem przemianował się na the Shadows. Na ich czele stał jeden z pierwszych wirtuozów gitary elektrycznej, Hank Marvin.
W pierwszych latach działalności, zespół był głównie znany z akompaniowania niejakiemu Harry’emu Webbowi, znanemu szerzej jako Cliff Richard. Wraz z charyzmatycznym frontmanem Cienie podbiły brytyjskie listy przebojów. Muzykę graną wtedy przez Anglików można określić jako energetyczny rhythm and blues.
W międzyczasie the Shadows zaczęli jednak też działać na własny rachunek, wydając własne, głównie instrumentalne, utwory. Przepełnione chwytliwymi melodiami piosenki, czerpiące zarówno z rock ‘n’ rolla, jak i z country, zdobyły uznanie fanów nie tylko w Wielkiej Brytanii, lecz i w wielu innych krajach świata . Sam Marvin stał się jednym z pierwszych brytyjskich gitarowych idoli.
W roku 1968 drogi poszczególnych muzyków the Shadows rozeszły się. Przez pewien czas członkowie zespołu próbowali swoich sił w różnych projektach, ale bez większych sukcesów. W końcu, po paru latach ugięli się pod presją ze strony fanów Cieni, doszli do porozumienia i pomimo wielu dekad na karku, koncertują do dziś.
Nie sposób przecenić wagi the Shadows, jeśli chodzi o ich wpływ na rozwój rocka w Anglii i reszcie Europy. Mierząc ich dzisiejszymi miarami, pewnie zaszufladkowalibyśmy ich jako old-schollowy boys-band. Wszyscy tańczyli do ich hitów, wszyscy młodociani muzycy chcieli grać jak Marvin i spółka. Sławy takie jak Eric Clapton, Mark Knopfler, Ritchie Blackmore czy Tony Iommi nie ukrywają swojej inspiracji twórczością Cieni.
Jeśli jednak chodzi wydawnictwa zespołu godne polecenia, to jest to jeden z nielicznych przypadków, kiedy prawdziwa okazuje się maksyma Romana Rogowieckiego, że “najlepsze płyty to składanki”. Ani jeden z ich longplayów nie robi dobrego wrażenia. To chyba specyfika czasów, że najlepsze rzeczy wychodziły singlach. Tak więc najsensowniej wybrać jakąś składankę, np. All the Best z 2012. Bardzo fajnym wydawnictwem jest też Twang! A Tribute to Hank Marvin and the Shadows. Tytuł mówi w zasadzie wszystko. Wśród oddających hołd znajdują się wspomniani już Blackmore, Knopfler, czy Iommi, ale też m.in. Brian May czy Andy Summers z The Police.
obrazek wzięty z worldnewsbreakers.com
Skomentuj