Pamiętacie może, jak dawno temu, jeszcze przed wydaniem Rust in Piece Ryży stał zdecydowanie po lewej stronie politycznej barykady? Buntownicze piosenki, znaki anarchii na naciągach bębnów, itd. Kilkadziesiąt lat, morze narkotyków i jedno nawrócenie później, Mustaine’owi o wiele bliżej do poglądów Donalda T., znanego też jako Drumpf. Nawet nie trzeba oglądać wywiadów, wystarczy lektura samych tytułów piosenek z najnowszego wydawnictwa: “The Threat Is Real”, “Dystopia”, “Post-American World”, czy “Lying in State” i już nikt nie powinien się dziwić, że Dystopię propsował Bill O’Reilly w swoim programie. Wydaje się jednak, że Dave jest tu przynajmniej szczery, co zawsze jest godne pochwały.
W warstwie muzycznej szczerość ta nie jest tak oczywista. Po bolesnym sparzeniu się na próbie flirtu z mainstreamem na Super Collider herszt Megaśmierci dokonał zwrotu o 180 stopni, w kierunku thrashowych korzeni. Czy było to podyktowane ostatnią porażką, czy też potrzebą serca trudno ocenić, ale rezultaty są całkiem przyzwoite- typowy dla XXI-o wiecznych dokonań zespołu thrash/heavy metal, ze zbyt dużą ilością solówek. Większość piosenek ponad średnią się nie wybija, ale jest parę perełek, jak np. otwierający całość “The Threat Is Real”, czy też mroczna quasi-miłosna historia “Bullet to the Head”, które od razu wpadają w ucho i należą do najlepszych kompozycji Ryżego w ostatnim czasie.
Co do nowego personelu, to nic ciekawego nie da się napisać. Gitarzysta Kiko Jakiśtam wpisuje się w paradę nijakich następców Marty’ego Friedmana, którzy umieją szybko pomykać po gryfie, ale z pisaniem solówek zapadających w pamięć już im tak dobrze nie idzie. Chris Adler z mojego ukochanego Lamb of God podobno pomagał przy komponowaniu, ale jeśli chodzi samo bębnienie, to niczego ciekawego nie pokazuje.
Podsumowując, całość jest solidna i wchodzi bez bólu. Może nie tego oczekujemy od członków Wielkiej Czwórki, ale po ostatnich wtopach samego Megadeth jak i reszty, jest to całkiem miła odmiana.
Skomentuj