Dzisiaj na szybko, bo mam kaca po wczorajszych surprajsowych urodzinach i wierci mnie w żołasie. Na miejsce dotarliśmy na sam początek gwiazdy wieczoru, więc nie wiem jak wypadł support. Może następnym razem. W Blue Note piździło jak zawsze, piwo drogie również jak zawsze. Oni tak już mają chyba.
Sam koncert podzielony był jakby na dwie części. W drugiej zagrali numery z Affliction i było zajebiście, jak zawsze. W pierwszej poleciały 4 numery starsze (z epki Impulse i z Autoscopii), które brzmią jak stare Neurosis, tylko bardziej monotonnie. Dość dziwne było zachowanie publiczności, takie niemieckie- przez cały koncert ludzie stali cicho, nawet nie klaszcząc pomiędzy piosenkami (co byłoby zrozumiałe, gdyby nie było między nimi przerw. A były). Dopiero pod koniec słuchacze wykrzesali z siebie trochę energii, ale bez szału. Szał natomiast robiło nagłośnienie, robione, o ile się nie mylę przez słynnego Maltę. Głośno, selektywnie i zdumiewająco przestrzennie – cała sala pływała w muzyce. Super sprawa.
Pomimo w/w zastrzeżeń bawiłem się całkiem spoko, bo nawet te starsze kawałki, mimo że daleko im do Affliction, sympatycznie bujają. No i cena biletów – 29zł za taki zespół to bardzo dobra oferta.
obrazek pożyczony z last.fm
Skomentuj