Rock in Summer – Warszawa – Park Sowińskiego – 16.08.2011

 

Druga i mam nadzieję ostatnia relacja z koncertu z czteromiesięcznym poślizgiem. Tym razem 3. dzień festiwalu Rock in Summer.

Podróż do Warszawy upłynęła mi na rzeźbie w gównie, czyli pisaniu pracy magisterskiej. Przynajmniej się nie dłużyło. Na miejscu szybko zawiozłem rzeczy do mieszkania koleżanki i udałem się do Parku Sowińskiego. I tutaj popełniłem największy błąd tego dnia, bo w międzyczasie powinienem był wciągnąć coś do żarcia. Niestety, zepsuty przez pozytywne doświadczenia, założyłem, że na pewno na terenie festiwalu da się znaleźć coś do jedzenia. I owszem, był popcorn. Tzn. potem okazało się, że parę metrów dalej było stoisko na którym można było zakupić kiełbę z ogórasem, ale tyle stało tam ludzi, że skapnąłem się jakiś czas później. Tak czy owak, koncert Tides from Nebula spędziłem stojąc z torbą prażonej kukurydzy, jak jakiś amerykański tucznik na seansie filmowym. W ogóle, organizacja spraw około muzycznych stała na bardzo niskim poziomie. Jedynie 3 (trzy!) punkty zakupu piwa na takiej imprezie to jakaś zupełna fikcja.
Rekordziści stali ponad 2 godziny w kolejce po złoty trunek. Kiedy już mnie udało się dotrzeć do lady, kupiłem od razu 10 browarów, z czego 8 dla mniej lub bardziej znajomych ludzi. Działo się to w czasie pierwszego koncertu i już na Kvelertaku byłem znowu trzeźwy. Również lokalizacja festiwalu, choć naprawdę ładna, nastręczała pewnych problemów. Podobno jeden z fanów szukając alternatywnego źródła pożywienia, przez przypadek wyszedł poza teren amfiteatru i tam też pozostał, bo ochrona nie chciała go wpuścić z poworotem.Ostatnia rzecz, która mogła zostać bardziej przemyślana, były godziny występów. W związku z wypadnięciem Kylesy, pozostałe zespoły miały grać dłużej. Tyczyło się to również gwiazdy wieczoru, jednak organizatorzy zapomnieli o ciszy nocnej, przez co Deftones zagrali marne 75 minut.
    Szkoda tych wszystkich zaniedbań, bo miejsce festiwalu było jak najbardziej fajne – duży amfiteatr w bardzo ładnym parku. Dobra miejscówka na kontemplację muzyki. A ta była całkiem fajna. Ale po kolei:

Tides from Nebula
Całkiem sympatyczny post-rock/hardcore. Słychać, że chłopaki bardzo lubią Isis, ale nie znaleźli nikogo na miarę Aarona Turnera więc obywają się bez wokali. Może przez to właśnie po jakichś 3 piosenkach dałem sobie spokój. Postaram się obadać ichnie płyty, ale na koncercie na dłuższą metę dość nudne, nawet mimo dość żywiołowego zachowania muzyków na scenie.

Flapjack
Zespół, którego fenomenu nie potrafię pojąć. Wiem, że w Polsce mają status kultowy, a na koncercie ludzie naprawdę dziko szaleli pod sceną, ale dla mnie jest to bardzo słabe. Taki tam sztampowy hardcore. Po 2 piosenkach poszedłem ustawić się w kolejce po piwa, które wypiłem w biegu, coby zdążyć zająć dobrą lokalizację przed setem zespołu

Kvelertak
W porównaniu do ichniej sztuki, którą widziałem ponad pół roku wcześniej w Wiedniu, tym razem Norwegowie wydawali się odrobinę przygaszeni, ale i tak koncert był dobry. Zresztą, z takimi piosenkami trudno, żeby było inaczej. Nawet sceptycy, którzy znaleźli się na płycie, dali się porwać w pogo. Poza tym, wszystko jak w relacji z Austrii – fajna mieszanka rock’n’roll, hardcore’u i black metalu. Do zabawy w sam raz.

Deftones
Gdy Norwegowie się zwinęli, ja umocniłem swoją pozycję przed samym stołem mikserskim, na wprost sceny. W tamtej chwili przez głowę przeleciały mi dwie największe obawy związane z występem ekipy z Sacramento. 1. nagłośnienie- przy muzyce mimo wszystko dość subtelnej, pełnej różnych niuansów i odcieni, dobre ustawienie suwaków to klucz do sukcesu. Tym bardziej, jeśli w grę wchodzi 8-o strunowa gitara. Muszę przyznać, że osobom odpowiedzialnym za tę stronę przedstawienia, wyszło przyzwoicie- z jednej strony słychać było wszystkie instrumenty, z drugiej, gitara była za bardzo przytłumiona, a Chino momentami za słabo słyszalny. A skoro o wokaliście mowa, to z nim wiąże się pkt. 2. widziałem na yt rozmaite nagranie z koncertów Deftones i na większości z nich Moreno był w fatalnej dyspozycji, czasem dodatkowo jeszcze pijany. Tym razem było zupełnie inaczej- za każdym razem kiedy otwierał usta ciary biegły po plecach.
Zarówno czysty śpiew jak i wrzaski wychodziły mu nadzwyczaj dobrze, po prostu rewelacja.
    Początek koncertu wbił mnie w ziemię- dwie piosenki z uwielbianej przez mnie Diamond Eyes (tytułowa i Rocket Skates) i już wiedziałem, że to będzie świetny koncert. Chino w kraciastej koszuli razem z basistą Sergio Vegą urządzali sobie sprinty wzdłuż sceny, skakali i dawali inne objawy dużych pokładów energii. Abe Cunningham za perkusją co prawda nie biegał, ale za swoim zestawem machał rękami i resztą tułowia na wszystkie strony. Dla odmiany gitarzysta i klawiszowiec byli raczej skupieni na swoich instrumentach i ograniczali się do nieznacznego headbangingu. Co najlepsze, tak było do końca występu.

    Jeśli chodzi o set listę, to stanowiła prawie kompletny przekrój przez dyskografię zespołu, z zupełnym pominięciem utworów z całkiem niezłego Saturday Night’s Wrist. Ogólnie wybór piosenek był praktycznie bezbłędny z jednym ale. Otóż ponad jedna czwarta z nich pochodziła z bardzo kijowej
debiutanckiej płyty Adrenaline, w tym cały, trzy utworowy bis. Ja wiem, że sentyment itp itd, ale kurwać, ta płyta to czysty numetal i do tego nienajwyższych lotów. Chyba jednak w tej opinii byłem odosobniony, bo publika szalała całkiem ostro przy tych numerach, do tego stopnia, że przy bisach doszło do czegoś, czego nie spodziewałbym się na koncercie Deftones, a mianowicie tzw. ściana śmierci. To ci dopiero! Pomimo tego, koncert bardzo mi się podobał, nawet koszulkę sobie kupiłem z sową.
    Najfajniejsze momenty:
– sam początek i przyjebanie gitary w Diamond Eyes;
– My Own Summer – w końcu największy hicior;
– podwójne danie You’ve Seen the Butcher przechodzące w Sextape;
– Passenger – nawet bez Keenana, ta piosenka wymiata.

Setlistę przypominałem sobie z pomocą:
http://www.setlist.fm/setlist/deftones/2011/rock-in-summer-warsaw-poland-5bd0fb64.html

Obrazek z:
http://muzyka.wp.pl/

2 myśli na temat “Rock in Summer – Warszawa – Park Sowińskiego – 16.08.2011

Dodaj własny

  1. Szlomo! Niech celebracja zimy będzie doskonała, a kiedy sie spotkamy – padniesz pod stół bez czucia! That I promise ya 😀

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Website Powered by WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

Polish Love

cudze chwalicie, swego nie znacie. gitarowo.

KASTRACJA

booking/hatemail/spam: kastracja.keylogger@gmail.com

przystanek59dotcom.wordpress.com/

UWAGA! BLOG W PRZEBUDOWIE! NIEKTÓRE INFORMACJE MOGĄ BYĆ NIECZYTELNE. ZAPRASZAM ZA NIEDŁUGO. PLANOWANA DATA AKTUALIZACJI - DO KOŃCA LISTOPADA 2022

Irkalla

Blog o muzyce metalowej.

FISIA.PL

o psach, dla psów, przez psa

DRAGONFLY EFFECT

Kształty rzeczy w naturze Wild nature photography

Marta Marecka pisze

Dosadnie o życiu i pisaniu

Najjaśniejsza Rzeczpospolita Polska

„Nie bójmy się pracy i służby dla Polski, brońmy naszą Ojczyznę”. Tak trzeba!

HEAVY METAL OVERLOAD

... and classic rock too!

Twoja Stara Gra Metal

Metal i Piekło

Discover WordPress

A daily selection of the best content published on WordPress, collected for you by humans who love to read.

Longreads

Longreads : The best longform stories on the web

The Daily Post

The Art and Craft of Blogging

WordPress.com News

The latest news on WordPress.com and the WordPress community.

%d blogerów lubi to: