Moanaa:
Byłbym pod wrażeniem, gdybym nie słyszał wcześniej pewnego pomorskiego zespołu o nazwie Blindead. Bo Moanaa gra dokładnie to samo, tylko bez zapadających w pamięć piosenek.
Mord ‘A’ Stigmata:
Bez dwóch zdań koncert wieczoru. Widziałem ich po raz trzeci i po raz trzeci było bdb, a piosenki z epki Our Hearts Slow Down idealnie wkomponowały się w setlistę.
Blaze of Perdition:
Pompowanie balonika lubelskiej grupy trwa w najlepsze, a ja ciągle nie mogę się do ich twórczości przekonać. I ten występ tego nie zmienił.
W zasadzie każdy aspekt tej sztuki można opisać używając formułki “z jednej strony to było ok, ale z drugiej jednak do dupy”. Na przykład jeśli chodzi o wygląd i zachowanie na scenie, świetne wrażenie wywoływał Enigmatyczny Rattenkonig. Perfekcyjny, trochę straszny corpsepaint, oraz lekko przesadzone, ale robiące robotę strój i teatralne gesty, podbijające niesamowitość jego persony. Na drugim biegunie była reszta zespołu, której niechlujny makijaż robiła chyba grupka zaprzyjaźnionych przedszkolaków. Na dodatek, nie licząc gitarzysty XCIII i Wizuna za perkusją, pozostali instrumentaliści stali na scenie jakby od niechcenia, patrząc gdzieś w przestrzeń na pełnej wyjebce.
Co do muzyki, to na pochwałę zasługują zarówno bezbłędne wykonanie, jak i brzmienie wykręcone przez akustyka. Również do wokali nikt nie powinien mieć zastrzeżeń. Co z tego, skoro grupa tak naprawdę nie ma dobrych utworów. Po pierwszym kawałku liczyłem, że się rozkręcą, że tak mają. Po drugim, zaczęło do mnie dochodzić, że to nie kwestia wykonania, a kompozycji. A po trzecim sobie poszedłem, bo ten występ ani na chwilę mnie nie poruszył, jak choćby świetny show M’A’S sprzed chwili.
Podsumowując, na koncert BoP wybrałem się licząc na powtórkę z Outre, kiedy to płyta również jakoś niespecjalnie mi podeszła, ale w wersji live było super. Tutaj pasja muzyków na scenie na nic się zdała w obliczu słabości materiału źródłowego.
Skomentuj