Mark Tremonti, sprawny gitarzysta gównianego Creed i całkiem przyzwoitego Alter Bridge, zawsze chciał być frontmanem. Pech chciał, że w w/w zespołach trafiali się wokaliści obdarzeni większą charyzmą i talentem wokalnym (co w obu przypadkach nie jest tak wielkim dokonaniem), przez co biedny Marek musiał ustępować im miejsca w świetle jupiterów.
Postanowił więc stworzyć kolejny projekt, którego sama nazwa pokazuje, kto jest najważniejszy. Dust jest trzecim wydawnictwem solowego Tremontiego. Muzyka na nim brzmi jak starsze, cięższe nagrania Alter Bridge. Brakuje jednak ich najmocniejszej strony – wokalu Mylesa Kennedy’ego. Tremonti nie jest najgorszym śpiewakiem, ale do kolegi sporo mu brakuje. Kompozycje też są gorsze- co prawda nie irytują, ale mimo wielokrotnych przesłuchań, miałbym problem z przypomnieniem sobie jakiegokolwiek motywu.
W rezultacie, dostajemy taki nijaki, radiowy metal. Niby jest ciężko, niby technicznie, ale brakuje w tym chamstwa albo jakiegokolwiek uczucia, a przede wszystkim zapadających w pamięć piosenek.
Kolego, utwór Dust nie zapada w pamięć? Wyjątkowo emocjonalne nagranie, coś niezbyt uważnie słuchasz xd
PolubieniePolubienie
Możliwe, albo po prostu nie do końca porywa mnie takie granie. Za chwilę wrzucę podsumowanie roku zeszłego- tam będzie 10 numerów, która dla mnie robią o wiele lepszą robotę od czegokolwiek z Dust i nie tylko. Zapraszam do lektury!
PolubieniePolubienie