Piłka meczowa: Power Trip: Nightmare Logic
Ciężki i szybki thrash metal. Dodatkowo super-chwytliwy, bez uciekania się do tanich sztuczek. Ogólnie nie przepadam za współczesnymi wydawnictwami z tego gatunku, ale Nightmare Logic to 8 strzałów, z których wszystkie trafiają w 10-tkę.
ps. Dla perkusyjnych nerdów- zwróćcie uwagę, że na całej płycie w ogóle nie ma podwójnej stopy. Jak tłumaczył zespół, jest to celowy zabieg, mający dać rock ‚n’ rollowy feeling nagraniu.
At the Drive-In: inter alia
Po 17 latach od ukazania się kapitalnego Relationship of Command, teksańczycy powracają z nową płytą. Szczerze mówiąc, spodziewałem się totalnie wymęczonego gniota, a dostałem solidny kawałek grania, którego nie sposób pomylić z żadnym innym zespołem. Jakościowo jest trochę gorzej. Niby wszystko się zgadza, ale brak tej straceńczej desperacji, wyraźnie słyszalnej na starych wydawnictwach. Jednak mimo że Inter*alia nie może się równać z klasycznymi płytami grupy, ujmy swym twórcom zdecydowanie nie przynosi.
Junius: Eternal Rituals for the Accretion of Light
Progresywne post-metale, brzmiące momentami jak późna Katatonia. Trochę zbyt podniosłe jak na mój gust.
Obituary: Obituary
U braci Tardy bez zmian- ciągle grają ten swój ciężki, bujający death metal, którego nie sposób pomylić z produkcją jakiegokolwiek innego zespołu. I ciągle robią to na wysokim poziomie.
Sepultura: Machine Messiah
Próbując ocenić tę płytę miałem niezłą rozkminę, bo tak słucham i słucham i w sumie to nie porywa, ale palec sam wędruje po raz kolejny do przycisku play. Stylistycznie, kojarzy mi się z moją ulubioną płytą Sepy, Chaos A.D. Czyli thrash metal, ale przyprawiony solidnie bujającym groove’em. Do tego dochodzącą tradycyjne już smaczki plemienne, oraz znane z kilku ostatnich krążków motywy klawiszowe. I mimo, że piosenki nie są wybitne, to, jak już wspomniałem, dają radę, a cała płyta ma niezły flow. Najlepsza płyta post-Maxowej Sepultury? Całkiem możliwe.
Solstafir: Berdreyminn
Niby nie słucha się źle, bo zgrabnie wychodzą im te smutne piosenki o czarnych plażach (zgaduję, choć z drugiej strony o czym mogą śpiewać Islandczycy?), ale brakuje tych ostrzejszych momentów, które tworzyły fajny kontrast z resztą muzyki na Ottcie. A tak dostajemy przyzwoity post-roczek, o którym zapomnę pod koniec roku, albo jeszcze szybciej.
Suffocation: …of the Dark Light
Mimo, że od premiery poprzedniego krążka Suffo, Pinnacle of Bedlam, minęły już 4 lata, dla mnie ciągle jest to absolutny top, jeśli chodzi o death metal powstały w bieżącej dekadzie. Jest ciężko i brutalnie, ale piosenki są na tyle zróżnicowane, że nie ma mowy o znużeniu. I właśnie tej ostatniej cechy zabrakło na …of the Dark Light. Panowie nie odpuszczają z dźwiękowym napierdolem nawet na chwilę, ale cały ten hałas pomimo swej intensywności szybko staje się monotonny i całość brzmi jak jeden numer odgrywany w kółko. Szkoda.
Svart Crown: Abreaction
Epicki blackened death metal z Francji. Mają fajne, mroczne brzmienie i jak leci to robi robotę, ale 5 minut później nie potrafię sobie przypomnieć żadnego motywu.
Skomentuj