Koncert Mgły w ich rodzinnym Krakowie to sytuacja wyjątkowa i na szczęście zarówno organizatorzy, jak i fani podeszli do sprawy na poważnie. Ci pierwsi przygotowali prawdziwą ucztę dla smakoszy black metalu, prezentując 5 różnych odmian tej muzyki; ci drudzy wykupili wszystkie bilety w kilka tygodni. Oczekiwania były więc spore, a jak wyszło?
Martwa Aura:

Specjalnie chciałem być na wydarzeniu od samego początku właśnie z powodu poznaniaków. Ich połowa splitu Credo in Mortem z 2019 roku to świetny, klimatyczny black metal i ciekawiło mnie, jak sprawdzi się na żywo. Największe wrażenie robił wokalista Greg- nie tylko potężną posturą, ale i takimż głosem. Reszta zespołu nie odstawała- grana przez nich muzyka w wersji live zyskała dodatkowo na surowości i mocy. Drobnym zgrzytem był cover “Wierzę” Kata, który bujał mocno jak hity nu metalu i jaskrawo odstawał od reszty. Poza tym bardzo udane rozpoczęcie wieczoru.
Manbryne:

Czyli Blaze of Perdition z innym drugim gitarzystą. Ich jedyna płyta mocno mnie nudzi, ale chciałem dać lublinianom szansę zaprezentować ten materiał ze sceny. Niestety, szansa została zmarnowana- wersja koncertowa ich muzyki nie odbiegała znacznie od studyjnej. Wszystko skupia się na tym, że każdy ze swoich średnich riffów grają dobre kilka minut (a przynajmniej tak mi się wydawało), przez co już trochę usypiałem pod koniec pierwszej piosenki. Muszę jednak oddać sprawiedliwość wokaliście S.- ma świetny głos i był jedynym jasnym (choć umalowanym na czarno) punktem tego występu.
Darvaza:

Włosko-norweski duet zaprezentował się polskiej publiczości w rozszerzonym składzie i od pierwszej nutki zaczął solidnie kopać nasze tyłki. Może to kwestia dwuletniej przerwy w graniu na żywo, może to wrodzony talent, ale dawno nie czułem takiego ognia ze sceny. Świetna muzyka zagrana z niesamowitą energię i dziwnym nie jest, że publiczność żegnała ich skandowaniem nazwy zespołu. Koncert wieczoru!
Ps. Co do stylu, to Darvaza gra dość tradycyjną wersję blacku, odpowiednio przyprawioną melodiami, trochę kojarzącą się z Watain z czasów Sworn to the Dark, ale szybciej.
Deus Mortem:

Tak samo jak z płyty, tak na żywo, jest to zespół typu: wszystko się zgadza, a jakoś nie porywa. Bezkompromisowy black, relatywnie zróżnicowane kawałki, niezła forma muzyków, a ja pozostałem niewzruszony.
Mgła:

To mój trzeci koncert krakowian w życiu i po raz kolejny był… ok. Wychodzą na scenę w tych swoich mundurkach i prawie nieruchomo odgrywają kolejne numery, a ludzie się cieszą, bo doświadczają w sytuacji koncertowej takich majstersztyków jak “Exercises in Futility IV” i innych. Ot i wszystko. Dla mnie jednak Mgła jest jednym z nielicznych zespołów, które wolę słuchać z płyty w domu, kiedy mogę się skupić na dźwiękach, a wokół nie ma setek spoconych metaluchów. Na żywo nie czuję chłodu tych kompozycji, a to dla mnie jest sednem twórczości M. i Darkside’a.
Podsumowując, mimo, że nie wszyscy wykonawcy skradli moje serce, byłem bardzo zadowolony. Poznałem nową dla mnie, fajną hordę, posłuchałem sporo porządnego metalu i spotkałem się z kolegami. Czego chcieć więcej?
Tylko pozazdrościć koncertu!!!
PolubieniePolubione przez 1 osoba