
Trudno mi w sumie ocenić sam film- kiedy jako ścieżkę dźwiękową w jednej czwartej stanowi twórczość Led Zeppelin, reszta idzie na plan dalszy (pozostałe ćwiartki: U2, White Stripes i mieszanka rzeczy, które miały wpływ na bohaterów). Ale spróbujmy. Fabuły jako takiej nie ma, ale film można podzielić na dwie, zmieszane ze sobą części- jedna to sceny z poszczególnymi muzykami, opowiadającymi o swych początkach, metodach pracy, muzyce, która ich kształtowała itp.; a druga to sceny z tzw The Summit (Szczytu), podczas którego nasza trójka siedzi razem, gada i jammuje. Tu też się kryje największa wada tego dzieła- panuje w nim straszny bałagan. Poszczególne sceny nie są zbyt ze sobą powiązane, np. The Edge pokazuje jak gra Elevation, przeskakujemy do ujęcia, w którym Jimmy Page opowiada jak John Bonham nagrywał bębny do When the Levee Breaks, a następnie Jack White opisuje swój pokój. Poza tym, niektóre fragmenty były po prostu nudne, szczególnie jak The Edge opisywał dążenie do prostoty (chyba) na przykładzie szkółki leśnej.
A co mi się podobało? Sam temat, oczywiście. Gitara w rękach diametralnie różnych ludzi, ich odmienne podejście do tworzenia i po prostu miłość do muzyki. W ogóle wybór gitarzystów wydaje mi się jak najbardziej trafiony. Różne epoki, style i inne, fajnie ze sobą kontrastują. Poza tym, w filmie są MOMENTY, np jak w pierwszej scenie White konstruuje prymitywny instrument, a chwilę później morze ludzi skaczących na koncercie U2. No i jest też absolutnie magiczna scena, o której pisali wszyscy recenzenci, więc napiszę i ja, czyli kiedy Page gra Whole Lotta Love. Jest w tym potęga, dla której warto było ruszyć dupsko z chaty.
Pozostaje teraz dość istotna kwestia, komu polecić Będzie głośno. Na pewno gitarzystom i fanom poszczególnych muzyków. Reszta może się trochę nudzić.
Na koniec, alternatywny plakat:

obrazki:
http://albionblog.files.wordpress.com/2009/08/it-might-get-loud-adegan.jpg
http://www.wildaboutmovies.com/images_7/ItMightGetLoudPoster.jpg
Skomentuj