
[Przerwa dla młodzieży, która do tej pory nie miała kontaktu z FF. Otóż zespół gra taki w miarę brutalny metal. Wokalista na zmianę krzyczy i ładnie śpiewa. Są szybkie gitary i jeszcze szybsza, taka „zrobotyzowana”, perkusja. Wszystko podlane industrialnym sosem (czyt. sporo w tle różnych klawiszy i tego typu ustrojstw). Da się słuchać.]
Na Mechanize słychać wyraźnie odejście od dwóch ostatnich płyt (bez Dino), które pomimo paru dobrych numerów [Transgression (piosenka, nie cały album) niszczy!], zostały zjechane przez krytykę i słuchaczy. Proponowana na nich muzyka to było takie uproszczone Fear Factory. Niby to samo, ale w piosenkach było mniej riffów i w ogóle takie lajtowe te wydawnictwa były. Tutaj mamy powrót do czasów Demanufacture i Obsolete. Mechanize różni się od nich w minimalnym stopniu. Po prostu, gdzieniegdzie można doszukać się drobnych smaczków. Na przykład jakieś trashowe zagrywki Cazaresa, któremu nawet zdarzyło popełnić ze dwie solówki. Podobnie jeśli chodzi o osobę perkusisty, to jedyna różnica między Hoglanem na Herrerą, to to, że ten pierwszy wplata w niektórych momentach szybkie przejścia w stylu Dave’a Lombardo. Poza tym, znowu jest szybko i brutalnie, na zmianę z łagodniejszymi fragmentami. Znowu są teksty o relacjach na linii człowiek- maszyna. Całość jest spójna i nawet trudno mi wyróżnić jakiś numer. W sumie Powershifter jest niezły.
Podsumowując, Mechanize jest niezłą płytą, ale to wszystko już było.
ps. 1. czy tylko mnie okładka kojarzy się z tym filmem?
ps. 2. a propos związków Fear Factory z kinematografią. Starsi czytelnicy powinni pamiętać pewną krwawą grę, na podstawie której zrobiono jeden przyzwoity (a w porównaniu z innymi ekranizacjami gier, wręcz wybitny) film. Choose your destiny! (scena z muzyką FF zaczyna się w 4:25).
Skomentuj