Podwójne wydawnictwo szalonego Devina.
CD 1: Sky Blue
Logiczna kontynuacja Epicloud. Nieco pompatyczne, ale przede wszystkim przebojowe piosenki niosące wielki ładunek pozytywnej energii i mnóstwo zapadających w pamięć melodii. Townsend okresy depresyjne ma już za sobą i obecnie jego twórczość stanowi afirmację życia i miłości, co sam potwierdza w wywiadach. Jako, że wychodzą z tego fajne numery, śpiewane czy to przez samego Devina, czy też zawsze cudowną Anneke van Giersbergen, nie mam nic przeciwko.
CD 2: Dark Matters
Czyli druga część space opery o uzależnionym od kawy kosmicie Ziltoidzie Wszechwiedzącym. Nie ma tu tak dobrych piosenek jak na Z1, ale całość trzyma się kupy i to pomimo pewnego rozrzutu stylistycznego. W porównaniu ze Sky Blue, muzyka jest bardziej filmowo-epicka (również dzięki obecności orkiestry i chóru), dochodząca do granicy kiczu, ale słuchalna. Poszczególne numery poprzetykane są dialogami i narracją, które pchają fabułę do przodu. Żeby ją docenić, należy lubić abstrakcyjne i momentami głupkowate poczucie humoru Townsenda. Mnie tam pasi.
Trochę dziwne, że kontynuacja historii Ziltoida została wydana z inną, niezwiązaną tematycznie płytą, ale spoko. Tym bardziej, że muzycznie są one w dość zbliżonych klimatach.
Podsumowując, mimo, że nie są to najlepsze krążki w karierze łysego Kanadyjczyka, słucha się ich bardzo przyjemnie. Ci, którym podobały się ostatnie płyty DTP i, oczywiście, fani mieszkańca planety Ziltoidia 9, powinni być zadowoleni.
Skomentuj