Twoja Stara, jak nazwa wskazuje jest stara. Dodatkowo też oldschoolowa (czy też staro-szkolna). Lubi proste, tradycyjne przyjemności: alkohol, gry rpg z widokiem z ukosa i papierową prasę muzyczną. I o tym ostatnim będzie to tekst.
Wiadomo, wszystkie informacje świata są już w internecie, ale jako że pracuję 8 godzin dziennie przy komputerze, po powrocie do domu lubię wyłączyć wszelkie ekrany, rozsiąść się w fotelu, otworzyć piwo/zaparzyć herbatę i oddać lekturze. Poza tym, mam wrażenie, że zwykle zawartość analogowych periodyków jest wyższej jakości, a poszczególne artykuły obszerniejsze od swoich sieciowych odpowiedników.
Bycie na bieżąco z prasą papierową wymaga jednak zasobów- pieniędzy i czasu. Sześć czasopism, które recenzuję w tym artykule łącznie kosztowało 77,64- nie są to zawrotne pieniądze, ale też niemałe. Podobnie z wymaganiami czasowymi- wszystkie razem to dokładnie 564 strony- nikt dorosły nie ogarnie tego wszystkiego, szczególnie jak ma jeszcze inne hobby i obowiązki poza pracą.
I tu z pomocą przychodzi Twoja Stara. Własnoręcznie zakupiłem i przeczytałem 6 z 7 dostępnych na naszym rynku magazynów. Zabrakło Mystic Art, bo nie mogłem go nigdzie dostać. W każdym przypadku przeczytałem wszystkie artykuły, pomijając jakieś 80% recenzji, głównie dlatego, że większość jest na jedno kopyto. A o tym do jakich wniosków doszedłem, przeczytacie poniżej.
7 Gates:
Wygląd:
Stylówa ewidentnie nawiązująca do undergroundowych zinów z poprzednich dekad- jest brzydko i czarno-biało. Daje to adekwatne tło dla treści. Co faktycznie przeszkadza w layoucie, to maciupeńkie literki, które ledwo widać. Na okładce Frost z Satyricon z okazji 20-lecia Nemesis Divina.
Content:
Przede wszystkim jest to pismo o wyraźnie określonym profilu. Jak głosi tekst na obwolucie: „99,9% Death & Black”. I tak właśnie jest (nie licząc tekstów o Skuggsji i Stworzu).
Dzięki wyżej wspomnianej mikroskopijnej czcionce, na łamach mieści się bardzo dużo tekstu, który pokazuje, że wszyscy piszący znają się na ekstremalnym metalu jak mało kto. Podobnie z dziedzinami około-muzycznymi, np. wierzeniami pogańskimi. Całkiem imponujące.
Niestety, to jedyny pozytywny aspekt 7 Bram. Kuleje przede wszystkim redakcja tekstów. Sporo literówek, a do tego wołające o pomstę do nieba błędy w tłumaczeniach („okazało się to witalnym posunięciem”, „Widzieliśmy [sentencję na okładce płyty] jako miły komplement do ogólnego zarysu okładki”). Równie irytujące jest to, że dziennikarze w wielu wywiadach pozostawiają do druku żarty i przekomarzanki z muzykami. OK, lubicie się, gratuluję, ale zostawcie to dla siebie. Ostatnią rzeczą, która jakoś tam raziła, było wciskanie do wywiadów zupełnie od czapy kwestii imigracji. Wiadomo, gorący temat, ale w żadnym wypadku nie miało to nic wspólnego z artystą ani muzyką. Chyba, że chodziło o podkreślenie, jak bardzo dany redaktor jest anty-. Wtedy winszuję.
Dla kogo:
Jeśli szukacie dużo rzetelnych informacji na temat metalowego podziemia, ale macie w dupie polską mowę.
Gdyby był człowiekiem:
Robert- stary, wyleniały metal, którego można spotkać najebanego na koncertach Vader i Christ Agony, jak tłumaczy każdemu przechodzącemu, czemu czasy kiedy kroiło się młodych z koszulek były lepsze. Słucha wyłącznie demówek i płyt wydanych przed 1990.
Gazeta Magnetofonowa:
Wygląd:
Od razu rzuca się w oczy wyjątkowa okładka. Żadnych zdjęć ani nawet nazw artystów, tylko oszczędna, kojarząca się z PRL-owską estetyką grafika i krótkie hasło, streszczające temat numeru. Podoba mi się. W środku również brak jakichś fajerwerków. Nie chce mi się tego obliczać, ale chyba GM ma najwyższy współczynnik miejsca zajętego przez tekst do zdjęć.
Content:
Jakkolwiek tytuł mógłby sugerować skupienie się na starociach, to zespół pod dowództwem Jarosława Szubrychta pisze o muzyce i nowej i starej, ostrej i łagodnej, o ile tylko jest polska. W tym numerze, zamieszczono wywiady z tak różnymi twórcami jak Gaba Kulka, Fisz/Emade i Decapitated. Dodatkowo, każde wydanie ma inny temat przewodni, tym razem „słowo”. Poza tym tradycyjnie: recenzje i felietony, oraz zupełnie nietypowo: krzyżówka.
Jeśli chodzi o jakość tekstów, to większość stoi na dobrym poziomie, ze szczególnym uwzględnieniem świetnego wywiadu z Voggiem , autorstwa „jednego z dwóch prawdziwych dziennikarzy w tym kraju”, czyli Szubrychta, oraz bardzo dobrego felietonu Pablopavo.
Mój jedyny zarzut to sprawa wielce subiektywna, bo chodzi o zbyt szeroki wachlarz muzyków przepytywanych i opisywanych. Gdyby nie analiza, którą właśnie czytacie, miałbym zupełnie w dupie wywiady z Kortezem czy panią Kulką. Chociaż z drugiej strony, dowiedziałem się o takich artystach jak Shy Albatross (Natalia Przybysz <3) czy Resina.
Dla kogo:
Dla osób o super-eklektycznym guście. Mi by na przykład szkoda było kupować cały numer dla dwóch wywiadów i felietonu. Ewentualnie dla osób, które chcą mieć w miarę dobry ogląd na polską muzykę, której nie grają w komercyjnych stacjach radiowych.
Gdyby był człowiekiem:
GM byłaby Krystianem, przedstawicielem hipster-prawicy, który programowo gardzi muzyką zza granicy. Jest święcie przekonany, że Beatlesi to niedorobione Czerwone Gitary. Na FB założył fanpage, na którym nawołuje do bojkotu polskich zespołów z niepolskimi nazwami.
Metal Hammer:
Wygląd:
Z okładki zerka na nas zespół CETI i dość brzydki rozkład nazw zespołów. Środek prezentuje się korzystniej- prosto i całkiem schludnie. Metal Hammer jako jedyny ma plakaty, co jest dla mnie sporym plusem.
Content:
Artykuły i wywiady w popularnym „Młotku” najlepiej oddaje słowo „poprawne”. Nie ma baboli jakichś strasznych, ale w większości tekstów brak polotu, może poza twórczością Macieja Krzywińskiego. Ma typ swój wyjątkowy styl, choć czasem odlatuje na skrzydłach dygresji. Na przykład w recenzji książki o Iron Maiden, jakieś 40% tekstu to anegdotka o znajomym, co nie lubił mp3. Co do warsztatu pisarskiego pozostałych dziennikarzy, to irytowało mnie wplatanie w każdą rozmowę pytania o relacje danego muzyka z naszym krajem. Kiedy koncert w Polsce, najlepsze wspomnienia z Polski, czemu jeszcze nie grali w Polsce i czy żurek jest królem zup, tak jak lew jest król dżungli.
Na plus policzyłbym rubrykę „Mało znane- Mało grane”, gdzie można znaleźć sporo pereł z lamusa, na które sam bym raczej nie trafił.
Najpoważniejszą wadą, zresztą podobnie jak w Gazecie Magnetofonowej, jest nie do końca odpowiadający mi wybór zespołów. Większość to muzyka metalowego i rockowego środka- dobrze znane i osłuchane, jednak niezbyt ciekawe. Dość powiedzieć, że dzięki temu numerowi odkryłem tylko jeden nowy zespół dla siebie- Truckfighters.
Stratą miejsca pachnie rubryka z newsami, „Hard Fax”. Po pierwsze dlatego, że w dobie internetu wszystkie te informacje są większości czytelników dobrze znane na kilka tygodni przed publikacją. Po drugie, obok informacji w jakiś sposób istotnych (przetasowania w składach, praca nad nową płytą, tudzież zgon), są totalne bzdury, np. notka o tym, że na koncercie Baroness padła klima i było gorąco. Nie szkoda papieru?
Dla kogo:
To jest dobre pytanie. Tak jak wspomniałem powyżej, MH ogarnia duży obszar gatunkowy. W tym konkretnym wydaniu są artykuły o ekipach od Marillion, przez Running Wild, po Brujerię. Problem w tym, że brak w tym gronie wykonawców zupełnie nowych, lub wyjątkowo ciekawych. Bo większość nazw z okładki przewija się w tym piśmie od dobrych 10 lat. A więc może jest to magazyn dla osób, które nie mają internetu albo takich, które lubią poczytać o zespołach, które są im już dobrze znane?
Gdyby był człowiekiem:
Miałby na imię Andrzej, wiek 40-45 lat, a jego ulubiony zespół to Iron Maiden. Ma większość płyt i jeździ na koncerty, jak nie są za daleko. Czasem przeczyta wywiad z jakimiś młodziakami, np. z Opeth, żeby zaimponować kolegom na zlocie fanów Żelaznej Dziewicy w Złotoryi, albo koncercie Paula DiAnno w Zgierzu.
Musick Magazine:
Wygląd:
Pismo pod wieloma względami sytuujące się pomiędzy Młotkiem a 7G, również jeśli chodzi o warstwę graficzną. Wszystkie zdjęcia bowiem są czarno białe, ale nagłówki i elementy tła mają inny kolor- w tym numerze akurat żółty. Wygląda to w miarę.
Content:
Przede wszystkim dzięki panom Krzywińskiemu i Rerakowi spośród trzech wymienionych wyżej pism dla metaluchów, MM stoi najwyżej jeśli chodzi o styl pisania. Jakieś tam błędy się zdarzają, ale tragedii nie ma.
Co do zakresu gatunkowego, to także tutaj jest to wypadkowa pomiędzy 7G i MH- metal i jego bliskie okolice, zarówno spomiędzy mainstreamu jak i głębokiego podziemia. Z kronikarskiego obowiązku muszę wspomnieć, że to właśnie ten tytuł zawiera najwięcej recenzji płytowych- aż 82! Jakościowo nie jest z jednak najlepiej, bo po jakichś 5 dałem sobie spokój, ale umówmy się- jak różne od siebie mogą być opisy płyt metalowych?
Ogólnie więc, z magazynów stricte metalowych, MM jest dla mnie najciekawszy. Mimo to, ten konkretny numer zawierał słabe momenty, o których trzeba wspomnieć.
Przede wszystkim kwestia Slayera. Wielkie zdjęcie i logo na okładce! Super duma we wstępniaku (jedyny wywiad jakiego udzielili w czasie festiwalu w Jarocinie)! Według spisu treści całe 6 stron wywiadu! W praktyce, samego tekstu są niecałe dwie (reszta to foty), a część pytań zadanych Kerry’emu Kingowi jest totalnie z dupy: „Jak wspominasz koncerty w Polsce?”, oraz „Czemu nie lubisz zorganizowanej religii?”. Dżizas! Szanujmy się!
Inny temat z okładki, o islandzkiej scenie, też potraktowany trochę po macoszemu. Zamiast jakiegoś ciekawego rysu historycznego, ciekawostek i rzetelnego przeglądu, dostaliśmy przydługi wstęp i kilka recenzji. Moim zdaniem zmarnowana okazja.
Dla kogo:
Dla osób lubiących ciężką muzę, jednak bez potrzeby obczajania trzecioligowego kwartetu thrasherów spod Lipska.
Gdyby był człowiekiem:
Byłby Grześkiem, fanem Slayera. Głośnym i agresywnym. Wszystko lżejsze to pedałówa, a bardziej ekstremalne to gówno. Z drugiej strony, Slayer to Slayer, więc trochę racji ma.
Noise Magazine:
Wygląd:
Na zewnątrz jak wszyscy- stary zespół (Neurosis) i lista bohaterów artykułów; w środku prosto i oszczędnie (zwykle jedno duże zdjęcie + tekst na artykuł). Sprawdza się git.
Content:
Patrząc po rubrykach, można by sądzić, że pismo jak wszystkie inne: wywiady, recenzje i felietony. Różnica polega na jakości tekstu. Noise ma zdecydowanie najlepszych autorów Polsce. Jest to jedyne pismo, które czytam od deski do deski, z równą przyjemnością wciągając wywiad z Neurosis, jak i twórcami Elektronic Body Music (DAF). Ale też czego innego spodziewać się po takich osobach jak Dunaj, Waliński, Weltrowski, czy Orbitowski? A pozostali wiele im nie ustępują.
Z ciekawszych stałych punktów muszę wymienić wywiady z artystami sztuk plastycznych – autorami okładek płyt czy tatuażystami – i felietony Łukasza Orbitowskiego o grach video.
Niebagatelną zaletą jest też spory rozrzut stylistyczny, jeśli chodzi o dobór rozmówców i tematów artykułów. Jest dużo wycieczek w rozmaite strony, typu hip-hop czy elektronika, ale tematycznym rdzeniem pozostaje metal, co pasuje mi idealnie, bo mogę sobie poczytać o ulubionych wykonawcach czczących szatana, poznając przy okazji kogoś spoza tej bajki.
Dla kogo:
Jeśli lubisz metal, ale od czasu chcesz posłuchać czegoś innego. A przy tym przyjemność sprawia Ci lektura tekstów na dobrym poziomie.
Gdyby był człowiekiem:
Byłby ohydnym pozerem, Wojtkiem, który udaje, że metal to religia, ale tak naprawdę słucha innych szajsów. Niby chodzi na koncerty Mayhem, ale w drodze powrotnej słucha jakiegoś Nicka Cave’a czy disco z Niemiec. Ha-tfu!
Teraz Rock:
Wygląd:
Ironicznym zbiegiem okoliczności, ten Teraz Rock miał najmłodszych wykonawców na okładce spośród pism wybranych do tego tekstu- Comę. Wewnątrz dość sporo zdjęć i ogólnie spoko layout. Trudno coś więcej tu napisać.
Content:
Jeśli chodzi o zakres zainteresowań “jedynego pisma rockowego w Polsce”, to jest to głównie rockowy mainstream. Jeśli słyszycie kogokolwiek w jakimś Rock-, albo Anty-Radiu, na 100% sylwetka danego wykonawcy zostanie przybliżona przez TR. A jeśli artysta działa od 10 lat lub więcej, spodziewajcie się obszernej wkładki.
No i spoko, komuś takie informacje są najwyraźniej potrzebne. Co mnie jednak zaskakuje, to specyficzna perspektywa redaktorów i ich postrzeganie świata muzycznego. Co ma w głowie Michał Kirmuć, który twierdzi, że tegoroczna płyta trzech panów Cugowskich (z tych Cugowskich), jest jednym z najważniejszych wydarzeń 2016? Tutaj muszę, jedyny raz w tym artykule, odnieść się do konkretnych ocen płyt. W/w album panów C. został oceniony na 4 gwiazdki na 5, podczas gdy No More Shall We Part Cave’a (bohatera wkładki) na 3. Kurwa jak? Musiałem po tym przesłuchać Zaklęty krąg i brzmi to jak niedofinansowany Bon Jovi. Tak że tak.
Co do warsztatu pisarskiego autorów, to jest on bardzo przeciętny. Spektakularnych wtop prawie brak, ale przyjemności z czytania takoż.
Z zabawnych rzeczy: w części z felietonami, legendarny redaktor Wiesław Weiss pomstuje na film pt. Ostatnia Rodzina. Że podły i w fałszywie oddaje postać jego przyjaciela, Tomasza Beksińskiego. 5 stron dalej znajduje się reklama książki WW: “Tomek Beksiński. Portret Prawdziwy”. Klasa w chuj.
Dla kogo:
Dla fanów mainstreamowej muzyki. Jeśli nie chce Wam się szukać ciekawszych rzeczy i wolicie celebrację rozmaitych dinozaurów, to Teraz Rock nie zaskoczy Was żadnym niespodziewanym hałasem.
Gdyby był człowiekiem:
Miałby na imię Janusz i byłby starszym bratem Andrzeja od Metal Hammera. Najbardziej lubi Rolling Stones, a z młodych zespołów Kult. Ma wąsy i pije Warkę.
Ps. za inspirację sekcji GBC dziękuję duetowi Make Life Harder
Skomentuj