Na ten angielski duet (w międzyczasie rozrośnięty do kwartetu) trafiłem jakoś przypadkowo, widząc wysokie noty na rateyourmusic. Mimo to, z początku podchodziłem do Esoteric Malacology jak pies do jeża. Okładka sugerowała jakieś grindy lub techniczny death metal, a tytuły piosenek heheszkowe podejście do tematu. No bo z czym kojarzą się Wam “War Squids”, “Slave Goo World” albo “Crop Killer”?
Mimo wątpliwości wciskam play i BAM! Szczęka ląduje na podłodze. Bo choć część o technicznym graniu się zgadza, to jednak płyta oferuje o wiele, wiele więcej. Sama muzyka brzmi jakby nieodżałowany Nevermore zamiast uprościć utwory, jak zrobili to na The Obsidian Conspiracy, poszli w odwrotnym kierunku i jeszcze je zagęścili i podkręcili brutalność. Czyli mamy progresywny thrash/death, z mnóstwem pokręconych riffów i odrobiną podniosłego lecz nie kiczowatego wytchnienia. Do tego czyste partie wokalne Matta Mossa mocno przypominają to co robił Warrel Dane. Wiadomo, głos i umiejętności nie te, ale i tak przy takich “The Spectral Burrows” czy “Transilvanian Fungus” do tej pory mam ciarki, jakby duch Dane’a mnie nawiedził.
Jeśli chodzi o kompozycje, to poprzez mnogość motywów i ogólną intensywność są one dość wymagające dla słuchacza. Na szczęście każda posiada jakiś haczyk, który pozostaje w głowie i zmusza do powrotu do płyty. I tak za trzecim-czwartym przesłuchaniu czujemy się w świecie Slugdge jak w domu, wiedząc jednocześnie, że ciągle sporo pozostało do odkrycia.
Wracając jeszcze do wspomnianej we wstępie okładki, to jest ona powiązana z tematyką tekstów, które z kolei zainspirowana zostały przez twórczość HP Lovecrafta, postaci bardzo ważnej dla całego konceptu stojącego za zespołem. Zresztą, sama nazwa, wymawiana [slag-dż] bierze się od ojca Cthulhu. Cząstka “slug” oznacza ślimaka, który na tej i poprzednich płytach jest używany jako coś w rodzaju Przedwiecznych, boską rasę pchającą ludzkość ku zagładzie. Po więcej informacji na ten temat odsyłam Was do wywiadów z zespołem- jak dla mnie bardzo ciekawie opowiadają o swojej twórczości i nie tylko.
Podsumowując, Esoteric Malacology to świetna płyta. Kapitalna muzyka, do której można wracać wielokrotnie, a która na dodatek wskrzesza ducha jednego z moich ulubionych zespołów. Czas teraz zapoznać się z poprzednimi krążkami zespołu.
Skomentuj