Od progu zaskoczyła mnie frekwencja. Mimo, że sam jestem fanem poznaniaków od Slaves to Martyrdom z 2011 roku, to wydawało mi, że popularność zespołu jest na takim sobie poziomie. A tu proszę, ponad 250 osób na deskach Zet Pe Te, w tym legenda sceny Jarek Szubrycht. Ale on chodzi na wszystko, więc nie wiem, czy się liczy.
Truchło Strzygi
Zastanawiałem się, czy sobie ich nie odpuścić, bo z płyt w ogóle mi nie podchodzą. Taki tam thrash-black, którego głównym wyróżnikiem jest epatowanie old-schoolowością. Szczęśliwie jednak dotarłem w porę do klubu i nie żałuję, bo w wersji live jest to zupełnie inna bestia. Bardzo dobrze ułożony set o idealnym flow, dzięki czemu nie miałem poczucia monotonii, które towarzyszyło mi przy odsłuchu płyty. Do tego świetna, żywiołowa gra instrumentalistów i kapitalny frontman, który był głównym bohaterem tego spektaklu. Nie tylko fantastycznie darł ryja, ale też biegał, skakał i machał mieczem (albo czymś podobnym i nie chodzi o penis) jak obłąkany. Do tego wszystkiego doszła jeszcze warstwa wizualna. Zespół od publiczności odgradzała metalowa krata, a wszyscy trzej gitarzyści mieli maski na głowach. Świetnie to się zgrywało z muzyką i zaowocowało kapitalnym występem.
In Twilight’s Embrace
Wydawało się, że trudno będzie wielkopolanom przebić młodszych kolegów z Raszyna. Tym bardziej, że ich ostatnie wydawnictwo pt. Lawa wzbudza we mnie mieszane uczucia. Nie można odmówić tej muzyce ambicji i pewnego uroku, ale jak dla mnie za dużo tam Furii i Mgły, a za mało In Twilight’s Embrace z typowym dla nich rysem szwedzkim. Te uwagi jednak odeszły w niepamięć, gdy panowie zaczęli grać. Bo koncert ITE w 2019 spokojnie można określić mianem rytuału, który w pełni uwalnia czary zawarte na ostatnim krążku. Wszystko brzmi tu mocniej i bardziej organicznie, porywając za sobą całą publiczność, która chóralnie wspierała wokalistę Cypriana Łakomego. Poza całą zawartością Lawy, zespół odegrał też dwa numery z poprzedniej płyty, Vanitas, oraz na sam koniec punkowy cover, bodajże Post Regimentu. I po niecałych 50 minutach koncert się skończył. Mimo, że osobiście wybrałbym inne numery na końcówkę (przede wszystkim coś ze wspaniałej Grim Muse) to i tak nie mam wyboru i muszę uznać ten koncert za spójny, porywający, po prostu świetny. Mam nadzieję, że ta trasa wywinduje ITE do polskiej ekstraklasy metalowej, bo miejsce tamże od pewnego już czasu im się należy.
Skomentuj