
Amerykanie z Mastodon są dla mnie synonimem sukcesu, bo czego sobie nie wymyślą, wychodzi im przynajmniej dobrze. Pokręcony sludge na początku? Rewelacja. Prog na pełnej na Crack the Skye? Bezbłędny. Pozornie prosty, przebojowy rock na trzech ostatnich wydawnictwach? Bardzo udany. Problem polega na tym, że w przypadku HaG najwyraźniej zamierzyli sobie zrobienie najnudniejszej płyty w karierze. Bo tak męczący kloc nie mógł wyjść tak utalentowanym muzykom przez przypadek, prawda?
Na początku nie mogłem uwierzyć w to co zaszło, więc wziąłem psa na spacer, słuchawki na uszach i w pełnym skupieniu podszedłem po raz kolejny do tej płyty. Słucham, słucham i mam dość już w połowie trzeciej piosenki. Nie poddaję się idę i obczajam dalej. Pies chce wracać, bo zimno, ale robimy jeszcze jedną rundkę, bo to przecież niemożliwe, że autorzy “Show Yourself”, “The Motherload” i “Divinations” wydali album, na którym ani jedna piosenka nie jest dobra. Przede wszystkim brakuje tu energii. Jak zauważył celnie autor bloga Irkalla, każda partia została nagrana na autopilocie, od niechcenia wręcz. Dochodzi do tego niska jakość kompozycji, które nie wzbudzają żadnych uczuć, a co gorsza, ciągną się niemożliwie- aż 80% z nich ma ponad 5 minut. I jasne, chłopaki potrafili robić porywające utwory trwające dwa razy tyle. Ale to było kiedyś. Tu każda z prawie 90 minut nuży. Robaczywą wisienką na tym spleśniałym torcie jest produkcja Davida Bottrila, współpracownika takich gwiazd jak Tool, King Crimson, Stone Sour i Godsmack. Nie poradził on sobie zupełnie z nisko strojonym metalem kwartetu. Brzmieniu brakuje średnich częstotliwości, przez co jest mocno zamulone i bez pazura.
Ogólnie Hushed and Grim to 86 minut potwornego męczenia buły. W sumie nie przejmowałbym się tym wielce, bo mając tak kreatywnych artystów na pokładzie, Mastodon z pewnością szybko powróci do formy. Z drugiej strony, bardzo podobne odczucia miałem odnośnie do epki Cold Dark Place z 2017, co może oznaczać dłuższy kryzys twórczy. No nic, poczekamy- zobaczymy. A póki co jest na szczęście aż 8 innych płyt ekipy z Atlanty, które można odpalić nie ryzykując zaśnięcia w trakcie odsłuchu.
Nie wiem, nie wiem, nie wiem, trudno cokolwiek powiedzieć, znam ich jedynie z nazwy, nie słuchałem, recki na Twojej zachęcają do sprawdzenia, skusiłem się. Dla mnie to taki jazz-metal – jak starzy poznaniacy mówią każdy gra o swojego bejma. Jest utwór który jedynie coś tam – teardrinker. Ale pić to trzeba łzy rzeczywiście po przesłuchaniu albumu. Szkoda, nie dla mnie, przepraszam że tak ostro i surowo że wymagam nie wymagając od siebie. Jeszcze spróbuję ale wątpię.
PolubieniePolubienie
a jest jaka płyta Mastodona która znalazła uznanie małżowin usznych metalowego grona ?
Co polecasz aby się przekonać ?
PolubieniePolubienie
„Leviathan” – bezbłędna petarda. Sludge + hardcore + metal, a całość inspirowana „Moby Dickiem” Melville’a.
„Crack the Skye” – spokojniej i bardziej progresywnie. Kosmiczna podróż przez carską Rosję.
„Once More Round the Sun” – najbardziej przystępna i piosenkowa. Hit na hicie.
PolubieniePolubienie
dziękuję, nie omieszkam przesłuchać
PolubieniePolubienie
Siedzę i słucham, nie mogę odczepić się od „Once More Round the Sun”. Dla mnie najlepsza, zobaczymy potem co zresztą które to przesłuchałem po razie, może dwa. Patrzę na okładkę Once i widzę zarośniętego frontmana. Co trzeba mieć w głowie żeby na jej czole zrobić tatuaż. Z Hawajów trzeba być ? Ja tego nie rozumiem.
Okładka krążka odzwierciedla twórczość Mastodona na tych trzech płytach – mnogość, przesyt, kolorowość, riffów, motywów muzycznych przy szybkości przekazu z jaką nam podają powoduje że nie wytrzymuję tempa Leviatana (choć intryguje i na pewno wrócę), Crack jest już upierdliwy i męczący, jeszcze nie skończyłem z deserem a już niosą zupę i pierwsze danie (wystarczy że robota mnie męczy, tu nie wrócę). A once jest akurat, skrojone na takiego zrzędę jak ja. Tak, warto posłuchać parę razy. Spodoba się na bank.
Trzy powyższe są i tak równe i ciekawe, trudno zarzucić brak pomysłu czy rzemiosła muzycznego przy takim Hushed and Grim – ten to kompletny babol. Aż dziw że to wyszło spod ręki wytatuowanego czoła.
PolubieniePolubienie
Cieszę się, że Once More… płyta Ci się spodobała. Brent Hinds jest mocno… ekscentrycznym artystą i ten tatuaż bardzo dobrze spina się z resztą jego persony.
PolubieniePolubienie
Orzesz w mordę jego. Chodzę i nucę. Puszczam raz za razem. Dobrze że mogę i nikt mi nie zabroni. Dobrze że nie mamy tak jaki Ci ludzie
https://www.msn.com/pl-pl/wiadomosci/polska/egzekucje-w-korei-p%C3%B3%C5%82nocnej-kim-zabija-za-muzyk%C4%99/ar-AARUUBX?ocid=msedgntp
cieszmy się muzą, no może nie disko polo ale cieszmy się.
PolubieniePolubienie
Na chwilę obecną jeszcze możemy. A jak ktoś ma radość z disco polo, to nic mi do tego. I tak lepsze od Sabaton.
PolubieniePolubienie
Twoja stara kiedyś pisała o tym. Wiem bo poszukałem. A teraz to pewnie taki natłok że Twojej starej umknęło. A sądzę że warto wspomnieć bo cały czas przyjemnie się tego słucha… czasami to jakieś elektro, fantasy czy mellody ale są wstawki czysto metalowe, wszystko wymieszane niczym gulasz. Zatem może w krótkiej piłce ? Catafalque – Vadak.
Egészségedre
PolubieniePolubione przez 1 osoba
W tym roku już nie zdążę nic napisać, ale ogólnie bardzo cenię sobie Thy Catafalque.
PolubieniePolubienie
No i co ?
No i przyznaje się z że z braku nowych inspiracji muzycznych usiadłem i zapuściłem Leviatana. To do czego sceptycznie byłem nastawiony wcześniej i postanowiłem odłożyć na później czyli dziś. Widać albo ja potrzebuje czasu aby we mnie dojrzało albo każda płyta musi mieć swój timing w życiu słuchacza. W każdym bądź razie, potwierdzam – leviathan to petarda/rzeźnia i teraz nie mogę się od niego opędzić.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Super! Dla mnie to jedna z nielicznych bezbłędnych płyt, więc cieszę się, że Ci też się podoba.
PolubieniePolubienie