Książka którą czyta się jednym tchem, przy okazji tracąc sympatię do głównych
bohaterów (albo raczej bohatera) z każdą kolejną stroną.
Ale po kolei. Dobrze zrobiłem biorąc się najpierw za Bez litości, a potem dopiero Wojnę totalną. Dzięki temu widoczny był dla mnie rozwój autora jako pisarza. W biografii olsztynian prawie zupełnie udało się wyeliminować wpadki stylistyczne, koślawe zdania, czy powtarzanie pewnych zwrotów. Struktura całej książki, mimo, że trochę chaotyczna (a może dzięki temu) nadaje całości fajny, nieregularny flow, zaburzając zużyty szlaczek studio-płyta-trasa-powtórz. Szubrycht osiąga to wplatając co jakiś czas informacje niezwiązane z codziennością zespołu (np. fragment o militarnych zamiłowaniach Petera czy wywiady dla różnych zinów). Trochę szkoda, że w stosunku do książki o Slayerze Yaro.slav porzucił rozbiór płyt i poszczególnych utworów, bo robił to nadzwyczaj ciekawie i szczególnie fajnie się to czytało, gdy lekturze towarzyszyła właśnie omawiana muzyka. Zamiast tego czytelnicy dostali coś może nawet lepszego, bo masę wypowiedzi od samych chłopców-vaderowców. Do tego dochodzi mnóstwo zdjęć ze wszystkich okresów w historii zespołu, jak również opis środowiska metalowego w Polsce w latach 80-tych. Ogólnie więc jest, co czytać.
Teraz zastrzeżenia. Poza wspomnianym wyżej brakiem opisów płyt, jako niedostatek odczułem zaprzestanie analizy rodzimej sceny już na początku lat 90-tych. Osobiście chętnie poczytałbym więcej o tym, co się u nas działo w ostatnich latach XXw.
Podsumowując: z chęcią przeczytałbym przynajmniej jeszcze 100 stron spod ręki redaktora Szubrychta. Ma chłop fach w ręku. Może nawet na wywiad-rzekę z Marylą się skuszę?
A teraz krótko o moich odczuciach względem głównej postaci książki- Piotra “Generała/Petera” Wiwczarka. Nie sposób nie podziwiać typa za niesamowitą determinację i pracowitość. Jak skończy karierę, powinien jeździć po korporacjach i dawać wykłady motywacyjne. Z drugiej strony, sam powinien poczytać coś na temat relacji międzyludzkich, bo z większością swoich kolegów z zespołu(może poza Docem) obszedł się moim zdaniem nie najlepiej. Widać to też w jego komentarzach związanych z odejściem poszczególnych muzyków. Oni wypowiadają się o grze w Vaderze niemal w samych superlatywach, Wiwczarek zaś każdemu wbija szpilę albo i dwie – że jeden łasy na kasę, że drugi za cienki na długie trasy itd. Zero uznania dla ich wkładu i pracy na rzecz zespołu. Słabe też jest, że dorosły, ukształtowany człowiek tak przeżywa komentarze w internecie. Z drugiej strony, może właśnie takie instrumentalne podejście do ludzi i obsesja na punkcie swojego bandu są źródłem długowieczności i sukcesów Vadera? Jakby nie było, nie chciałbym z nim spędzać większej części każdego roku w trasie, ale szacun jest.
Skomentuj