W ostatni dzień lutego zawitał do Poznania projekt Gentle Storm, w którym głównymi postaciami są Anneke van Giersbergen i Arjen Lucassen. Przy tej okazji promowana była pierwsza płyta ensemblu pt. The Diary. Był to wieczór kontrastów i spełnionych (w pewnej mierze i na swój sposób) oczekiwań.
Anneke kocham od czasów płyty Mandylion The Gathering i razem z następnym How to Measure a Planet i płytami Devina Townsenda jest to moja ulubiona płyta, na której słychać jej niesamowity głos. A udziela się Holenderka w wielu różnych projektach. M.in. Ayreon Arjena Lucassena. Ayreonu dla odmiany szczerze nienawidzę. Przesłuchałem kiedyś dwie piosenki i nie byłem w stanie zmusić się, żeby obadać coś więcej. W skrócie: progresywny power/art metal z historyjkami odgrywanymi z podziałem ról, przy którym taki np. Blind Guardian to bezpretensjonalni punkowie. Ale cóż, pani van Giersbergen nie przyjeżdża do Poznania codziennie, więc przymknąwszy oko na obecność pana Lucassena i jego cudną grzywkę stawiłem się w klubi Blue Note. Na support spóźniłem się, bo grałem w grę. Konkretnie w Far Cry 3. Bardzo odprężająca, polecam.
Na początku na scenie pojawiła się sama Anneke z gitarą i zaczęła od jednej z lepszych swoich solowych piosenek- “Beautiful One”. I zakochałem się na nowo. Na żywo jej głos jest przynajmniej równie piękny jak na najlepszych płytach. Do tego artystka była bardzo sympatyczna, uśmiechnięta i urocza. Z akustykiem też sobie radziła nadzwyczaj wprawnie. Jak mawia db kolega: “Nie idzie przechwalić”. Na jej początkowy set złożyło się 8 piosenek, z czego niestety zaledwie 4 jej autorstwa (lub w których maczała struny głosowe), w tym po jednym The Gathering (“Locked Away”) i Lorrainville. Pozostałe to klasyki autorstwa Bruce’a Springfielda, Chrisa Isaaka, U2 (świetnie zagrany “Drowning Man”) i Pink Floyd (wyświechtany “Wish You Were Here”). Szkoda, że nie zdecydowała się na więcej kawałków The Gathering albo nawet swoich, ale poza tym bardzo mi się podobało.
I wtedy dołączył Arjen Lucassen. Długie, siwe włosy, z przyciętą grzywką, zielona kamizelka i mimika godna Steve’a Vaia. Tak sobie wyobrażam prezentera Trójki prowadzącego audycję o art rocku. Ale nieważne, przecież nie image się liczy, tylko muzyka. Tym bardziej, że publika, szczelnie zapychająca cały klub, powitała Holendra z szalonym wręcz entuzjazmem. Może nie będzie najgorzej, pomyślałem sobie, kiedy Arjen sadowił się na krzesełku obok swej rodaczki. Niestety, było najgorzej. Wiecie jak brzmią piosenki Ayreon odarte z wszelkich efektórw dźwiękowych i grane na dwóch akustykach? Jak pierdolone szanty. A ja nienawidzę szantów. Nienawidzę jak jebanego reggae. Ja pierdolę. I do tego zjebane teksty na poziomie egzaltowanych poetek z liceum. Przykład:
“Life, imagination
Missing link in the chain
We’ll fuel your minds
Color your thoughts
Come to you waking dreams”
No do chuja pana. Utwory z The Diary („Yesterday I mispronounced the title… Yeah, diarrhea! Hehe!”) praktycznie się od nich nie różniły (przynajmniej w wersji akustycznej). Żeby podbić poziom żenady, pan Lucassem przejął w swe ręce konferansjerkę i przed każdą chyba piosenką sypał czerstwymi żartami jak z rękawa. Do tego był konkurs wiedzy o projekcie Gentle Storm, z nagrodami w postaci kostek. Wisienką na torcie były dzikie miny pana Ayreona, którymi strzelał w kierunku publiczności przez cały występ. No i obowiązkowa koszulka z napisem “Polska” (albo “Poland”, nie pamiętam) założona na bisy. Poza mną i dwoma kolegami od serca, nie było na sali przypadkowych osób. Głośna owacja, chóralne wyśpiewywanie tekstów (“You know the lyrics better than me, hehe…”) i szeroko uśmiechnięte buzie były dowodami na uwielbienie dla mistrza sobotniej ceremonii. Z kronikarskiego obowiązku odnotuję, że na część główną show złożyły się piosenki Ayreon i Gentle Storm, z przewagą tych pierwszych i cover Tears for Fears. Na osłodę mych cierpień, jako pierwsza piosenka bisu poleciało “Strange Machines” (“I think time travels are cool! I really do! Hehe…”) wspomnianego już The Gathering, a zaraz po tym “A Day in the Life” Beatlesów. I wtedy dałem nogę, żeby magia Ayreon już mnie nie dosięgła.
Podsumowując danie główne- było źle. Nawet cudowny głos van Giersbergen nie był w stanie przesłonić kiczowatości kompozycji i osoby współwykonawcy. Dlatego ciągle trwam przy nadziei, że The Gathering zrobią kiedyś Reunion Tour z Anneke na wokalu. I że dotrą do Polski. I że już nigdy nie będę miał do czynienia z twórczością Arjena Lucassena.
ps. wszystkie cytaty w nawiasach autorstwa Arjena Lucassena.
ps.2. do pana stojącego przede mną, który przynajmniej pół koncertu nagrał na aparat, zasłaniając mi przy tym widok: oby Twoja partnerka zdradziła Cię z cyganem.
Nie podejrzewałem Cię, wnioskując po poprzednich wpisach, o sympatię do Anneke. Też ją lubię, ale tego dnia wybrałem Asphyx w Szczecinie. I widzę po opisie, że dobrze zrobiłem.
http://satanplaysdisco.blogspot.com/2015/03/death-metal-to-bol-asphyx-w-szczecinie.html
PolubieniePolubienie
Też się nad tym Asphyxem zastanawiałem, ale na Anneke polowałem od wielu lat, więc nie bardzo miałem wybór. Może jeszcze kiedyś będę miał okazję zobaczyć Holendrów na żywo. Przy okazji, fajna relacja. Dużo było ludzi?
PolubieniePolubienie
dzięki. Ludzi sporo, ale wszystkich biletów nie wyprzedali. Asphyx koncertuje sporo, trochę żałuję, że nie załapałem się na grudniowy Hail of Bullets. Anneke też na pewno jeszcze gdzieś dorwę 😉
PolubieniePolubienie