Mając w pamięci wyśmienity Nocturn z 2011 roku, pełen sporych nadziei, udałem się zimnym, piątkowym wieczorem do Bazyla. Przed samą imprezą był jeszcze szybki biforek w miejscu zwanym „Off Garbary”, mieszczącym się tuż obok klubu. Na terenie Offu, znajduje się kilka przybytków, w których można zjeść jedzenia i wypić picia. Całkiem spoko, ale podobno dużo tam studentów się kręci więc chyba mieliśmy z db znajomymi szczęścia, będąc jedynymi gośćmi.
W samym Bazylu był nadspodziewanie dużo ludzi, szczególnie w porównaniu z poprzednią wizytą Cezara i reszty (przynajmniej wg db znajomych). Kolejną niespodzianką, tym razem zdecydowanie przykrą, była awaria damskiej toalety, co spowodowało długie kolejki do męskiej i ogólny wkurw. Nie poprawiał nastrojów fakt, że koncert rozpoczął się z 45-o minutowym opóźnieniem. Złe miłego początki? Niestety, nie do końca.
Devilish Impressions
Około 20:30 na scenie pojawili się przystrojeni w corpse-painty opolscy black metalowcy. Jak sobie teraz słucham ich piosenek z youtube, to okazuje się, że grają symfoniczny black. W czasie występu element symfoniczny utonął gdzieś, a na pierwszym tle były wokal i perkusja. Gitary gdzieś tam szumiały, ale relatywnie cicho. Generalnie, brzmiało to o wiele bardziej rockowo i mniej podniośle niż w wersji studyjnej. Jakby nie było, mimo sporego zaangażowania muzyków, nie udało im się mnie kupić. Brakowało w ich występie blackowej dzikości, czegoś wyjątkowego. Po prostu, jeden z wielu podobnych bandów.
Beheaded
Dzikości zdecydowanie nie zabrakło w czasie show Beheaded. Weterani (demo wydane 20 lat temu) maltańskiego death metalu zrobili konkretny rozpierdol, w czym przodował kudłaty frontman. Muzycznie bardzo przypominają Deicide, ale grają z taką werwą, że przez dobre 20 minut naprawdę dobrze się bawiłem, nie zwracając uwagi na wtórność. Po tym czasie, zacząłem odczuwać monotonię, bo wszystko szło na jedno kopyto, ale i tak był to zdecydowanie najlepszy występ tego wieczoru.
Christ Agony
Zważywszy na tendencje zwyżkowe jeśli chodzi o poprzednie zespoły, a także biorąc pod uwagę, że byli headlinerem, liczyłem, że olsztynianie zgotują publice istne piekło. Stało się jednak inaczej. Jakkolwiek wydawało się, że dwie legendy polskiego metalu w osobach Cezara i Reyasha, wspierani przez perkusistę Młodego, dawali siebie wszystko, to dźwiękom wydobywającym się z głośników brakowało zarówno energii, jak i mrocznej atmosfery znanej z płyt. Nie wiem, czy to wina wykonawców, czy realizatora dźwięku, ale zupełnie nie czułem tego koncertu. Coś tam sobie grali, to wolniej i ciężej, szybciej i drapieżniej, ale ani przez chwilę nie robiło to na mnie żadnego wrażenia. I jeszcze olali zupełnie Nocturn.
Liczyłem na wiele więcej.
Skomentuj