Zapowiadało się dobrze. Poprzednia płyta, pierwsza z niebiesko-włosą Alissą White-Gluz, była bardzo solidna. Nowa wokalistka ma najlepszy growl w historii zespołu, a piosenki w większości trzymały przyzwoity poziom. W międzyczasie Arcy Wróg zwerbował jednego z moich ulubionych gitarzystów, znanego z kapitalnego Nevermore, Jeffa Loomisa. Okładka też ładna. Jarałem się więc na Will to Power jak kościoły w Norwegii. I co? I gówno.
Z fajnych rzeczy zostały tylko wokale panny White-Gluz. Niestety, ktoś (patrzę na Ciebie, Michale Amott!) uznał, że fajnie by było, gdyby spróbowała śpiewać też czysto. Efektem jest kiczowata power balladka “Reason to Believe”- możliwe, że najgorszy moment na płycie. A to jest jakieś dokonanie, bo poza fajnym, thrashowym “The Race”, żadna z piosenek nie zasługuje na miano nawet przeciętnej. Zespół pod kierownictwem Amotta poszedł w stronę power metalu, z super podniosłym tonem i melodyjkami tak słodkimi, że nasze uszy dostają próchnicy. Naprawdę ciężko się tego słucha.
We wstępie wspominałem o Jeffie Loomisie. Niestety, został on zredukowany do tej samej roli co Gary Holt w Slayerze- solówki może sobie zagrać, ale od na kompozycje monopol ma Michał.
Dobra, muzyka opisana. Czas na teksty. Powiem tak- żałuję, że growle pani AWG są dość wyraźne, bo spokojnie idzie zrozumieć, co ona tam wyrykuje. A są to pierdoły wprost z kanałów youtube przeróżnych kołczów i innych szarlatanów. I nieważne, czy dane słowa pisała wokalistka czy gitarzysta (podzielili się tym 50-50), z każdej piosenki dowiadujemy się, że mamy siłę, ukryty potencjał i zawojujemy zły świat, który się nie poznał. A orzeł lata sam. Jak dojrzali ludzie mogą podpisywać się pod taką sraką? Dramat w chuj.
Podsumowując, Will to Power to najgorszy krążek Arch Enemy. Muzyka jest tandetna, a teksty głupie. Stanowczo odradzam.
Skomentuj