Powiedzieć, że Alice in Chains to zespół dla mnie ważny, to tyle co nic nie powiedzieć. Niech zaświadczy fakt, że Rainier Fog zamówiłem bez odsłuchiwania. Tym ciężej więc pogodzić się z faktem, że tak istotny dla mnie twórca wydał płytę zaledwie niezłą. I to drugi raz z rzędu! W przypadku Devil Put Dinosaurs Here nie byłem gotów przyznać, że oto ci giganci wypuścili coś słabszego, no bo jak to- autorom Dirt przydarzyła się skucha? Nigdy w życiu. A tak właśnie było. Dinozaury nie były totalną porażką, ale mnóstwo tam przeciętności, poprzetykanej zaledwie momentami świetnymi.
Tutaj jest lepiej, ale do rewelacji daleko. Wszystko pomiędzy „Red Giant” a „So Far Under” jest po prostu przeciętne. Pewnie, pojawiają się pojedyncze chwytliwe melodie czy ciekawsze riffy, ale to tyle. Na szczęście pozostają jeszcze początek i koniec płyty, gdzie ustawiono najbardziej udane numery. Otwierający „The One You Know” ma fajny tekst, a muzycznie to taka typowa ciężarówka Alicji w wersji 2.0, czyli jest spoko. Piosenka tytułowa i przedostatni „Never Fade” to z kolei przykłady udanych eksperymentów z szybszymi tempami. Z początku podszedłem do obu jak pies do jeża, w końcu Cantrell i spółka słyną raczej z prędkości spacerowych, ale po kilku przesłuchaniach zaczęło to bardzo ładnie żreć. Moimi dwoma ulubionymi kawałkami z płyty są bardziej tradycyjne w kwestii szybkości „Red Giant” i „So Far Under”. Pierwszy ma absolutnie genialny refren, który od pierwszego przesłuchania stawia na baczność włosy na karku. Chyba bym zdziczał, gdybym usłyszał to kiedyś na koncercie. Drugi utwór bazuje na świetnym dysonansowym riffie, od którego aż się w głowie kręci. Kończący całość, dostojny „All I Am”, też ma w sobie potencjał, ale niepotrzebnie rozwleczono go do ponad siedmiu minut.
Podsumowując, Rainier Fog w żadnym wypadku nie przynosi ujmy swoim twórcom. Te kilka perełek, które wymieniłem sprawiają, że krążek jest warty zakupu, jednak konkurencji z pierwszymi czterema płytami zespołu nie wytrzymuje.
Skomentuj