Pierwsza w pełni słuchalna płyta OO od czasów Ozzmosis z 1995 roku? Tak! W końcu!
Siłą tego (nie do końca) Zwykłego człowieka są piosenki. Zróżnicowane i zgrabnie napisane, od razu wpadają w ucho i chodzą za człowiekiem całymi dniami. Stylistycznie mamy tu odniesienia do najlepszych solowych nagrań Osbourne’a (taki “All My Life” brzmi jak odrzut z No More Tears) i jego macierzystej formacji (główny riff “Eat Me” ewidentnie ukradziono z biblioteczki Iommiego). Do tego trochę nowoczesnego rocka (super chwytliwy “Scary Little Green Man”) i dwie piosenki z udziałem jednego z najpopularniejszych wokalistów ostatnich lat- Postem Malone (“It’s a Raid”, brzmiący jak słaba zrzynka z Motorhead i chwytliwy, pop rapowy “Take What You Want”). Żeby nie było wątpliwości- to nie jest krążek wyjątkowy, zmieniający życie, czy choćby kandydat do rocznej topki. To po prostu zbiór niezłych, przystępnych rockowych piosenek, okraszonych znanym głosem nobliwego Anglika. Aż żal się robi na myśl, że trzeba było czekać ćwierć wieku na choćby coś takiego.
Byłoby znacznie lepiej, gdyby nie produkcja. Przede wszystkim zbyt wiele tutaj efektów przetwarzających wokale Księcia Ciemności. Rozumiem, że ma już swoje lata i pewnych nutek nie wyciąga, ale tyle tutaj pogłosu, nałożonych na siebie ścieżek i autotune’a, że momentami czułem się jakbym słuchał chóru robotów. Po drugie brzmienie gitary- ktoś miał ewidentnie za drogi komputer na którym chciał odtworzyć garażowy sound z lat 90tych i bardzo to nie wyszło- sztuczność chwilami aż bije z głośników. Niektórych jeszcze może odrzucić ilość sera, którym podlano większość refrenów, ale mi akurat to nie przeszkadza.
Podsumowując, nie spodziewałem się, że po takich gniotach jak Heavy Rain i Scream szalony wokalista zaskoczy mnie czymś więcej niż kolejnymi przeżytymi urodzinami, a tu proszę! Oby więcej takich sympatycznych niespodzianek.
Skomentuj