D. Randall Blythe: „Dark Days”

Zacznę od tego, że nie wiem kiedy wrócę do pisania o bieżących premierach. Jakoś zupełnie nie chce mi się tego teraz śledzić i wolę obczaić jakieś starocie z lat 60tych albo klasykę doom metalu. Pewnie niedługo coś się ruszy w tej kwestii, bo właśnie wyszły nowości od Cannibal Corpse i Gojiry, ale na razie nie. Tym niemniej zachęcam do zaglądania tu raz w miesiącu, bo mam kilka pomysłów na posty i będę je wrzucał co kilka tygodni. Tyle tytułem wstępu, czas przejść do recenzji.

Ostatnie 12 lat (od premiery Resolution) było świadkiem postępującej degradacji mojej relacji z zespołem Lamb of God. I to wszystko ich wina! Ja wydawałem kasę na kolejne, coraz gorsze płyty i niewiele lepsze koncerty po ich stronie, a oni absolutnie nie wykazują żadnej chęci poprawy. Gwoździem do trumny był ich zeszłoroczny krążek, którego recenzję znajdziecie na blogu. W międzyczasie zabłysło światełko nadziei dla tej pięknej niegdyś miłości, gdyż dostałem pod choinkę książkę ich wokalisty- Randy’ego Blythe’a. Śledzę jego posty na Instagramie, gdzie zamieszcza nie tylko ładne zdjęcia, ale też nieźle napisane notki. Gdy dodać do tego intrygujące zapowiedzi dotyczące fabuły, wydawało się, że dostałem w ręce próbę odkupienia ze strony Amerykańskiego kwintetu.

Historia tu opowiedziana jest tak stara i powszechnie znana, że pozwolę sobie na spoilery. Od razu też zaznaczę, że nie jest to autobiografia, a memuar, opisujący wycinek z historii życia bohatera. Głównym tematem Dark Days jest bowiem proces karny i pobyt w więzieniu, będące konsekwencjami zarzutów o nieumyślne spowodowanie śmierci fana podczas koncertu w Pradze w 2010 roku. Opowieść zaczyna się w momencie niespodziewanego aresztowania muzyka w Czechach 2 lata później. Zostaje on zamknięty w ponad stuletnim więzieniu Pankrac, gdzie dzieli celę najpierw z jednym, a potem dwoma mężczyznami z Mongolii. Po miesięcznym pobycie i dwukrotnym wpłaceniu wysokiej kaucji przez zespół Lamb of God, sąd decyduje się na wypuszczenie Blythe’a, który wylatuje do USA, ale po paru miesiącach wraca na rozprawę, w czasie której zostaje uniewinniony. Te wydarzenia mają w sobie pewien potencjał na ciekawą opowieść, jednak nie zostaje on wykorzystany.

Zanim przejdę do wyjaśnienia, czemu tak się stało, zacznę od pozytywnych uwag dotyczących autora i jego dzieła. Przede wszystkim mam wielki szacunek do Randy’ego, za to, że powrócił do Czech na rozprawę. Mógłby spokojnie zostać w domu, w kółko jeździć w trasy po obu Amerykach i nie ryzykować kilkuletniej odsiadki. On jednak przyleciał z powrotem do Pragi na proces, który mógł skończyć się różnie. Dodatkowo po wszystkim miał odwagę spędzić czas z rodzicami zmarłego chłopaka na prywatnej rozmowie. Dla mnie to jest mega imponujące i nie sądzę, by wielu innych muzyków na jego miejscu postąpiło podobnie. Co do samej książki, to ma kilka ciekawych fragmentów i jest przyzwoicie napisana. No i szybko się czyta. Niestety, tylko tyle dobrego mogę o niej napisać.

Wad jest niestety sporo. Przede wszystkim strasznie wieje nudą. Miesięczny pobyt za kratkami mógłby być ciekawy, gdyby główny bohater trafił w środek wojny gangów albo brał udział w zuchwałej ucieczce. Tutaj nic takiego nie ma miejsca. Jest dużo narzekania na warunki pobytu, powtarzające się żarty z mongolskiego współwięźnia i dużo filozofowania i dygresji. Gdzie akcja, ja się pytam?! Wszystkie zabawne sytuacje i ciekawe postaci można by to zmieścić razem z procesem w dwóch-trzech rozdziałach, a nie prawie pięćsetstronicowej powieści! O właśnie, kwestia powieści i zasad jej pisania. Jak zauważa sam autor Dark Days, jednym z najczęściej wykorzystywanych motywów w literaturze już od czasów antycznych popularnej jest tzw. „Podróż bohatera”. W wielkim skrócie chodzi o to, że nasz bohater wyrusza w mniej lub bardziej dosłowną podróż, gdzie mierzy się z przeciwnościami. Te zmagania sprawiają, że przechodzi on transformację i staje się kimś innym, zwykle lepszym. Na koniec wraca do domu i jest happy end. No więc tutaj Blythe pisze, że zna ten koncept i w zasadzie jego walka z nałogiem alkoholowym mogłaby w ten sposób zostać ujęta. No więc czemu tego robi? Bo, jak twierdzi, to by było zbyt wyświechtane. Kurwa, chodzenie na nogach też jest mocno wyświechtane w świecie ludzi, ale każdy kto może, porusza się właśnie w ten sposób. Dlaczego? Bo to kurwa działa. W ten sposób tworzy się napięcie i jego rozładowanie, na czym polega opowiadanie każdej dobrej historii. Jak więc widzicie, autor świadomie zepsuł swoje dzieło. Co gorsza, żadna z licznych osób, które czytały manuskrypty (w tym wokaliści Dillinger Escape Plan i Hatebreed), nie wytknęła mu tego. Chuje nie ludzie po prostu. Niestety, nie jest to ostatnia zasada pisania, którą wokalista z miasta Richmond łamie. Kolejną jest „pokaż zamiast opisywać” i odnosi się głównie do cech bohatera. Chodzi tu o to, że powinny one zostać przedstawione poprzez zachowania i czynności postaci, a nie wymienienie ich. Randy kompletnie olewa takie podejście i szczególnie w kontekście własnej osoby, zachowuje się odwrotnie, snując długie wywody jaki to on nie jest i jakby się zachował w kryzysowych sytuacjach, do których ostatecznie nie dochodzi. Np., że gdyby musiał kogoś zabić w obronie własnej, to by na 100% to zrobił. Takie gdybanie brzmi jak puszenie się jakiegoś zaklompeksiałego leszcza, który nigdy nie brał udziału w bójce. Albo wielokrotnie powtarzane dygresje o tym, że jest takim dzikusem, nie lubi telewizji i konsumpcjonizmu, więc to więzienie aż tak mu nie przeszkadza. Jeszcze gdyby to było tylko raz napisane, to luzik, ale on wraca do tematu przynajmniej cztery razy, przez co staje się to mega pretensjonalne.

Do powyższych dołączają pomniejsze grzeszki: nadmierna skłonność do popadania w grube rozkminy i zabawne próby popisywania się słownictwem i erudycją. To ostatecznie szczególnie śmieszy w kontekście opisu defekacji w celi dzielonej z innym mężczyzną. Umówmy się jednak, że to drobiazgi w kontekście całego dzieła.

Muszę więc odradzić tę pozycję wszystkim, którzy nie są mega psycho-fanami Randy’ego i Lamb of God. Nie ma tu bowiem nic, za co warto by zapłacić pieniądze. Wszelkie fakty można poznać szukając w Internecie, a zaręczam, że nie chcecie czytać długich i nudnych rozkmin autora na tematy wszelakie. Lepiej kupić sobie jakąś starszą płytkę Baranka Bożego albo chociaż zjeść falafelka na mieście.

Tytuł piosenki pochodzi od numeru celi

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Website Powered by WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

Polish Love

cudze chwalicie, swego nie znacie. gitarowo.

KASTRACJA

booking/hatemail/spam: kastracja.keylogger@gmail.com

przystanek59dotcom.wordpress.com/

UWAGA! BLOG W PRZEBUDOWIE! NIEKTÓRE INFORMACJE MOGĄ BYĆ NIECZYTELNE. ZAPRASZAM ZA NIEDŁUGO. PLANOWANA DATA AKTUALIZACJI - DO KOŃCA LISTOPADA 2022

Irkalla

Blog o muzyce metalowej.

FISIA.PL

o psach, dla psów, przez psa

DRAGONFLY EFFECT

Kształty rzeczy w naturze Wild nature photography

Marta Marecka pisze

Dosadnie o życiu i pisaniu

Najjaśniejsza Rzeczpospolita Polska

„Nie bójmy się pracy i służby dla Polski, brońmy naszą Ojczyznę”. Tak trzeba!

HEAVY METAL OVERLOAD

... and classic rock too!

Twoja Stara Gra Metal

Metal i Piekło

Discover WordPress

A daily selection of the best content published on WordPress, collected for you by humans who love to read.

Longreads

Longreads : The best longform stories on the web

The Daily Post

The Art and Craft of Blogging

WordPress.com News

The latest news on WordPress.com and the WordPress community.

%d blogerów lubi to: