Kongh: Sole Creation
Doomowo-sludge’owa zagłada w czterech częściach. Potężna i majestatyczna jak przerośnięty goryl z okładki.
The Drones: I See Seaweed
Całkiem fajny brudny, alternatywny post-hardcore, kojarzący się z Tomem Waitsem z jakiegoś powodu. Na pierwszym planie jest szalony wokalista z wadą wymowy. Brzmi ciekawie, ale po 3-4 piosenkach robi się nudne i w całości ani razu nie dałem rady skonsumować.
Portal: Vexovoid
Zawsze jestem obsrany ze strachu jak tego słucham. Mroczny, nieustający nakurw. Takie trochę prostsze Deathspell Omega, dla mnie dzięki temu ma większy cios i ogólnie bardziej mi się podoba.
Rotting Christ: Kata Ton Daimona Eaytoy
Po zespole z taką nazwą spodziewałem się jakiegoś zgniłego, brudnego grindu, deathu, albo nawet brutalnego blacku. Dostałem black, ale melodyjny z chórami (greckimi?). Mam momenty, ale ogólnie to jestem na “nie”.
Soilwork: The Living Infinite
Moje drugie podejście do twórczości Szwedów i stosunek do ich muzyki pozostaje bez zmian: miałki pop-metal. Ładne, super-melodyjne pioseneczki, z gładką produkcją i wokalami w stylu “dobry glina-zły glina”. I ciągnie się to badziewie przez 2 płyty.
obrazek pożyczony z: www.agoniarecords.com
Super blog, jest co poczytać (i wybrać co przesłuchać ) Metal to najlepsze co może człowieka pochłonąć 😉 Pozdro i zapraszam do siebie
fantasy-i-nie-tylko.blogspot.com/
PolubieniePolubienie
Dzięki za sympatyczne słowa.
PolubieniePolubienie