Animals as Leaders: The Joy of Motion
Matematyczne djento-jazzy. Trochę spokojniejsze i bardziej wypolerowane brzmieniowo niż na poprzednich płytach Zwierząt, ale ciągle słucha się nadzwyczaj przyjemnie.
Cloud Nothings: Here and Nowhere Else
Chujowe emo-hałasy. Wykręcony w studiu, brudny, garażowy sound, irytujące wokale i piosenki z dupy. Zaorać! Tyle dobrego, że tylko 8 piosenek tu dali.
Kangding Ray: Solens Arc
Nie znam się, więc się wypowiem. Jakieś takieś techno-ambienty czy inny chuj. Nuuudy!
Morbus Chron: Sweven
Dzika mieszanka psychodelii i death metalu w delikatnie progresywnym sosie. Nie ma tu za dużo ekstremy, ale kompozycje są fajnie pokręcone i wciągające. Lubię.
Rick Ross: Mastermind
Ogólnie dość przeciętna płyta hip-hopowa. Z jednej strony, typ ma świetny flow, a muza dobrze buja. Ale na całość składa się aż 19 numerów i około połowy robi się męcząco. Po drugie, za dużo tu śpiewanek “na wrażliwego Murzyna”, które są irytujące w większości przypadków. Po ostatnie, jakieś 80% tekstów (o ile nie więcej) jest o dupach, hajsie i prochach. Żeby to było ubrane w fajne, wciągające historyjki. Ale nie jest. Dla fanów gatunku.
Różni wykonawcy: Ronnie James Dio – This Is Your Life
Wyjątkowo dobra składanka z gatunku “gwiazdy śpiewają piosenki starszej gwiazdy”, tym razem w hołdzie RJD. Praktycznie brak żenujących “wykonów”, jedna słaba Meta (tragiczne brzmienie i słabe wykonanie), większość dobra, lub bardzo dobra (Corey Taylor + Satchel, KsE i Anthrax).
Sharon Jones and the Dap-Kings: Give the People What they Want
Fajny, żywy, lekko funkujący soul. Miło buja ale po 2-3 przesłuchaniach nie odczuwa się potrzeby powrotu do tego wydawnictwa.
Skrillex: Recess
W końcu skusiłem się, żeby zobaczyć, czym młodzież się tak jara. Nie wiem, czy to kwestia złej płyty, ale okrutnie się zawiodłem. Gdzie są hardkorowe breakdowny? Konkretny nakurw? Śmieszne dźwięki? Gdzie jest dubstep?! Na Recess dostajemy jakieś takie lajtowe techno, z wokalami rapowanymi tradycyjnie i w klimatach reggae. Bieda.
Steel Panther: All You Can Eat
Miszcz. Prawie tak dobre jak Feel the Steel. A “Glory Hole” i “Bukkake Tears” to najlepsze piosenki tego roku. Dla osób niezaznajomionych z tematem, twórczość SP najlepiej opisał jakiś typ w internecie: “jajcarski band śpiewający o ruchaniu”. Polecam serdecznie!
The Pretty Reckless: Going to Hell
Zaczyna się od dźwiękowego szczucia cycem, czyli kobiecych jęków w intro. Potem przychodzi niewiele bardziej ambitna muzyka, w postaci nowoczesnego radio-rocka z wokalami aktorko-modelko-rockmanki Taylor Momsen. Ogólnie mierność jadąca na lansie na skandalizującą frontwoman.
Thou: Heathen
Niby kolejny sludge’o-doom w statnim czasie, ale słucha się tego nadzwyczaj przyjemnie. Z początku zraził mnie dominujacy doomny pierwiastek, ale proporcje są w sam raz i płyta robi konkretną miazgę.
Twilight: III: Beneath Trident’s Tomb
Dream team amerykańskiego atmosferycznego black metalu (typy z Xastur, Leviathan i innych, tym razem bez Blake’a Judda z Nachtmystium) i nie tylko (Thurston Moore z Sonic Youth). Tutaj atomsferyczności jest relatywnie mało, za to mnóstwo sonic-youthowego brudu, ściany dźwięku i połamane kompozycje. Ciekawe, ale szału wielkiego w sumie nie zrobiło.
Virgin Snatch: We Serve No One
8 lat temu, pod wpływem singla zakupiłem ich płytę In the Name of Blood. Była całkiem w miarę – intensywny thrash w klimatach późnego Testament, tylko trochę monotonna. Tutaj mamy mniej więcej to samo. WSNO jest może odrobinę bardziej przystępne, ale to chyba wszystko. Ogólnie przeciętne thrashowe wydawnictwo, które nic nie wnosi, ani ciekawych pomysłów, ani nadzwyczajnych piosenek. Szkoda czasu.
Whitechapel: Our Endless War
Typowy deathcore, jakby dopiero co zszedł z taśmy produkcyjnej. Przewidywalne i nudne.
obrazek z http://steelpantherrocks.com
Skomentuj