Na pierwszy support, Obsidian Kingdom spóźniliśmy się niestety, ale ponoć nie ma co żałować.
Esben and the Witch
Taki tam alternatywny roczek jak z amerykańskich radiostacji. Muzyka tła i nic poza tym.
Solstafir
Przed pojawieniem się islandzkich kowbojów Blue Note zdążył się zapełnić prawie maksymalnie. Byłem szczerze zdziwiony, że aż tyle osób kuma taką muzę. Dla tych co Solstafir nigdy nie słyszeli (wstyd!)- bardzo trudno określić, jaki gatunek grają. Od melancholijnych pejzaży z towarzyszenie klawiszy i smyczków, przez zimne brzmienia a’la lata 80-te, po heavy metalową galopadę. Do tego dochodzą różniaste smaczki, jak np. partie banjo. Nie mam pojęcia jak to wszystko trzyma się kupy, ale właśnie tak jest. W wersji na żywo wyszło trochę bardziej żywiołowo, ale jakiegoś wniebowstąpienia nie dostąpiłem. Wszystko było na swoim miejscu, dobrze odegrane, a pan wokalista co chwila podlizywał się publiczności. I tyle. Po prostu, dobry rockowy koncert.
Skomentuj