Poprzednia płyta Code Orange, Forever, to była noga wepchnięta w lekko uchylone drzwi metalowego mainstreamu. Poza mną oszaleli na jej punkcie m.in. Randy z Lamb of God i Corey ze Slipknota (który nagrał potem wokale do piosenki “The Hunt”). Efektem były liczne propozycje koncertowe, w tym jako support System of a Down, w czasie których kwintet przemierzył całe USA i Europę. W rezultacie nagraniu Underneath towarzyszyła presja ze strony fanów i prasy. O dziwo, zespół poradził sobie z tym dobrze, ale zawiodły czynniki zewnętrzne.
Nowe wydawnictwo gównażerii z Pittsburga jest bowiem jak dobry bokser w za dużych rękawicach- niby wszystko się zgadza, ale brakuje pierdolnięcia. Za ten stan rzeczy winię producenta Nicka Raskulinecza, bo brzmienie jest ewidentnie skopane. Poza wokalami i samplami wszystko jest zepchnięte na drugi plan. W rezultacie szybkie i brutalne fragmenty grane na żywych instrumentach są zamulone i pozbawione wyrazu. Wielka szkoda, bo jak puszczam płytę bardzo głośno na słuchawkach, to wtedy dopiero wychodzi, jak świetne piosenki zawiera Underneath. Kompozycyjnie i wykonawczo jest to kolejny krok naprzód w rozwoju tego wciąż młodego zespołu. Stając się coraz sprawniejszymi twórcami i instrumentalistami, jeszcze lepiej potrafią kontrolować dźwiękowy chaos. Dynamika oparta na bazie start-stop, glitche, elektronika i ciężkie gitary- wszystko to współgra ze sobą w idealnych proporcjach czego wynikiem są kapitalne utwory. Praktycznie nie ma tu słabych punktów, a trójka Swallowing the Rabbit Whole, Sulphur Surrounding i numer tytułowy to jest miazga. Szkoda tylko tej nieszczęsnej produkcji.
Na pocieszenie nowe piosenki zostały nagrane na żywo w ramach show Last Ones Left: In Fear of the End, którego można posłuchać na youtube (link poniżej). I tam słychać, jak to powinno brzmieć. Aż głowa sama rwie się do napierdalania w biurko! Do wersji studyjnej mogę się co najwyżej pogibać. Tak więc odpalam koncert po raz kolejny i czekam na remaster.
Skomentuj