
Oto nadszedł koniec roku 2010. Roku pod znakiem spadającychkaczorów, drapieżnych forfiterów i chorujących behemotów. Dużo się działo, ojdużo! Dużo dobrego, jak np. świetne koncerty i płyty, ale też dużo niedobrego,jak pożegnania licznych muzyków, choroby, rozpady zespołów, albo bolesne,krwawiące zajady w kącikach ust. Dla niżej podpisanego, były to szalone 12miesięcy- sporo fajnych gigów, dużo podróżowania, trochę muzykowania itradycyjnie wielkie zaległości na wszelkich polach. Ale to Was na pewno gównointeresuje, więc przejdźmy do meritum, czyli mojego subiektywnego podsumowaniaAD 2010.
Rozczarowanie:
Tu niestety, prosta sprawa- ostatnia płyta Nevermore, TheObsidian Conspiracy, która jest „jedynie” w porządku. Oczywiście, byłowiele płyt gorszych, ale po serii wydawnictw bardzo dobrych i wręcz wybitnychnie spodziewałem się albumu, który będzie „w porządku”. A co mi się nie podoba?Za prosto i za przystępnie. Niby riffy znajome, solówki nawet bardziejwysmakowane, ale całość nie do końca przekonuje.
Przy okazji, czy zauważyliście, jak w niektórych pismachmuzycznych często wśród rozczarowań widnieje „śmierć muzyka X”? „No, liczyłem,że jeszcze pożyje z 2-3 lata, ale umarł i bardzo mnie tym rozczarował. Świnia.Więcej nie kupię jego/jej płyt”.
NAJFAJNIEJSZA OKŁADKA:
Deathspell Omega – Paracletus
Hydro-chimera w natarciu. Robi wrażenie.
NAJBARDZIEJ METALOWA PŁYTA NIEMETALOWA:
Cycki i Krew – Uliczny Rock n’ Roll
Ekipa znana z kultowego w niektórych kręgach Nagłego AtakuSpawacza wykręciła album z zabójczą mieszanką motywów metalowych, hip-hopowychi penerskich. Przykładowy tekst: „W me stopy wtulona pantera, jestem, kurwa,prawą ręką Lucyfera”. Płyta cała taka sobie, ale są momenty które dewastująsłuchacza.
HICIORY:
Czyli piosenki wpadające w ucho z płyt, które ostateczniemnie nie kupiły:
Dillinger Escape Plan: Widower
Acid Drinkers: Loveshack
High on Fire: Snakes for Divine i Frost Hammer (niemogę się do ekipy Matta Pike’a przekonać, ale dwa otwierające numery zostatniej płyty „poniżają”, jak mawia mój znajomy)
In This Moment: Just Drive (komercja aż piszczy, alemam słabość do ich wokalistki)
Killing Joke: Absolute Dissent (refren jestprzepotężny)
How to Destroy Angels: The Space In Between
PRZEDSIONEK:
Czyli wydawnictwa, którym czegoś zabrakło do top 12(kolejność alfabetyczna):
Black Label Society: Order of the Black- Zakk musiałzostać zwolniony przez Ozzy’ego, wylądować w szpitalu i odstawić chlanie, aby wkońcu nagrać solidną płytę, kto wie, czy nie najlepszą w dorobku BLS.
Cancer Bats: Bears, Mayors, Scraps & Bones- przebojowyhard core punk, który poprawiał mi nastrój w zimowe, wiedeńskie poranki. Gdybynie #6 z listy właściwej, pewnie by się na niej ten krążek znalazł.
Deathspell Omega: Paracletus- pokręcony jak świńskiogon progresywny black. Gdyby druga połowa albumu była tak powalająca jakpierwsza, na przedsionku by się nie skończyło. W tym roku podobną i prawie taksamo dobrą płytę zrobił też Agalloch.
Fear Factory: Mechanize- jak za starych, dobrychczasów, z lepszą produkcją i ciekawszą perkusją.
Immolation: Majesty & Decay- fanem deathu wzasadzie nie jestem, ale ci klasycy gatunku zmiażdżyli mnie, i to bezstosowania komercyjnych tricków w postaci np. wpadających w ucho melodyjek.
Keep ofKalessin: Repitilian-fajny, melodyjny i przystępny black. Nawet na eliminacjach do Eurowizjibyli z piosenką z tego krążka.
LISTA WŁAŚCIWA:
12. Kylesa: Spiral Shadow
Spokojniejsza, przystępniejsza, bardziej psychodeliczna iniestety trochę gorsza od Static Tensions, ale i tak dobra płyta.
Nadzwyczajnynumer: Tired Climb
11.Anathema: We’re Here, Because We’re Here
Niby psioczyłem na to wydawnictwo, ale jednak nie mogę sięod muzyki Liverpoolczyków uwolnić. Odgrywane w całości na żywo nuży, ale wpokoju, w ciemną zimową noc- w sam raz. Nawet pomimo durnego tytułu.
Nadzwyczajnynumer: Thin Air
10.Watain: Lawless Darkness
Może nie jest to najlepszy przymiotnik do określenia blackmetalu, ale do muzyki zawartej na Lawless Darkness najbardziej pasuje„przyjemna”. Niby black, ale nie za prymitywny. Niby są tu partie wpadające wucho, ale nie sprawiają, że muzyka robi wrażenie taniej i pod publiczkę. Nibytrochę Szwedzi kombinują, ale nie na tyle, by można ich wrzucić do szufladki zrzeszą progresywnych blackowców. Przyjemnie się słucha, po prostu.
Nadzwyczajnynumer: Reaping Death
9. Bison B.C.: Dark Ages
Stadium przejściowe pomiędzy Kylesą i starszym Mastodonem.Ciężko, stonerowo i z lekką nutką dekadencji… znaczy się, progresji. Prochuani koła nie odkrywają, ale fajną muzę robią.
Nadzwyczajnynumer: Stressed Elephant
8.Nachtmystium: Addicts Black Meddle Pt. 2
Do tej płyty przekonywałem się baaaaaaardzo długo. I mimo,iż ciągle uważam ją za dzieło gorsze od Asasynów z 2008, to nie da się ukryć,że jest to bardzo dobry album. Z tym, że trzeba być otwartym na sporą melodyjność(szczególnie w praktycznie pop-rockowym, nie licząc wokalu, Nightfall) i sporeograniczenie pierwiastków metalowych.
Nadzwyczajnynumer: Every Last Drop
7.Triptykon: Eparistera Daimones
Naprawdę wielki powrót Toma Gabriela Fischera po rozpadzie Celtic Frost i świetny„kontynuator” Monoteisty. Ciężko, duszno i strasznie. A otwierająca Goetiazabija.
Nadzwyczajny numer: Goetia
6. Kvelertak: Kvelertak
Hard core+ black metal+ rock and roll+ język norweski=przysłowiowa “mieszanka wybuchowa”. Prawdziwy pocisk energetyczny, zawarty naplastikowym krążku i najlepsze lekarstwo na chandrę. Ps. niedawno wyczaiłemforum, gdzie jakiś Norweg w skrócie opisuje o czym są poszczególne utwory.Całkiem ciekawe.
Nadzwyczajnynumer: Fossegrim
5. TheOcean: Anthropocentric
Tu jestem w lekkiej kropce, bo nie wiem za bardzo jaktwórczość Niemców opisać. Może najprościej- dużo się tu dzieje. Jest bardzociężko, są chwytliwe melodie, trochę łamańców rytmicznych, growl i czystyśpiew. A całość tworzy porywającą mieszankę, która pewnie wylądowałaby jeszczewyżej, gdybym miał więcej czasu na wgłębienie się w jej treść. Pycha.
Nadzwyczajny numer: Karamazov Baseness
4. Dawnbringer: Nucleus
Ta szpetna okładka kryje prawdziwą perełkę. Kapitalnamieszanka klasycznego heavy, z elementami thrashu i blacku. Świetnieskomponowane i zagrane z pasją. Rewelacja. Gdyby nie płaska produkcja, to bymógł być mój numer 1.
Nadzwyczajny numer: Swing Hard
3.Accept: Blood of Nations
12 fajowych, przebojowych, heavy metalowych kawałków. Dawno nie słyszałem tak równej i takdobrej płyty (z tych nastawionych na piosenki)- praktycznie nie ma tu słabychutworów, a nowy wokalista, wzorujący się na Brianie Johnsonie, jak najbardziejdaje radę.
2. Ihsahn: After
Kolejna płyta z którą mam problemy, jeśli chodzi o opis.Powiem tak, punktem wyjściowym jest symfoniczny black metal Emperora, a stąd,Ihsahn podąża w rozmaitych kierunkach, używając przedziwnego instrumentarium,tworząc piękną muzykę.
Nadzwyczajny numer: Undercurrent
1. Deftones: Diamond Eyes
Ja już o tym pisałem. Teraz mogę tylko dodać, że do tej porysłucham regularnie, a przyjemność taka sama, jak nie większa. Cytując klasyka:„Cukiereczek”.
Nadzwyczajny numer: Sextape
Ps. Oczywiście, życzę Wam samych dobrych rzeczy w Nowym,2011., Roku. Miażdżącej suty muzyki, zdrowia, seksu i jak najmniej wkurwienia,cobyście mogli w spokoju delektować się powyższymi. Sobie życzę tego samego, atakże większej systematyczności w zapełnianiu tych stron, a w konsekwencjiosiągnięcia 20.000 wejść. Czy się uda, czas pokaże.
Skomentuj